Spadająca inflacja nie oznacza spadających cen. Myślę, że koniec roku to będzie taki moment, kiedy dynamika cen powinna osiągnąć poziom 6-7 proc. Tak naprawdę każdy z nas ma swoją własną, prywatną inflację, w zależności od tego, co kupuje - mówił Gość Krzysztofa Ziemca w RMF FM, prof. Łukasz Hardt, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, przewodniczący rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i były członek Rady Polityki Pieniężnej.

Według najnowszych danych GUS, inflacja w kwietniu wyniosła 14,7 proc., czyli jest znacznie niższa niż w marcu. Mam duże zaufanie do Głównego Urzędu Statystycznego, rzeczywiście minęliśmy ten szczyt inflacji, który przypadł na początek tego roku. Teraz dynamika wzrostu cen się obniża, chociaż nadal jest wysoka, dwucyfrowa. Spodziewam się, że inflacja będzie systematycznie malała w tym roku i powinna osiągnąć wartości jednocyfrowe pod koniec - mówił prof. Hardt.

Inflacja jest niższa niż była dwa miesiące temu, ale to nadal jest bardzo wysoki poziom inflacji, nienotowany od lat. Oczywiście jest tak, że jest to pewna średnia ważona, podawana przez urząd statystyczny, a tak naprawdę każdy z nas ma swoją własną, prywatną inflację, w zależności od tego, co kupuje - zaznaczył gość RMF FM.

Czy dane statystyczne mówią prawdę o cenach? Tu nikt nie kłamie. Spadająca inflacja nie oznacza spadających cen. Myślę, że koniec roku to będzie taki moment, kiedy ta dynamika cen powinna osiągnąć poziom 6-7 proc. Jest to bardzo prawdopodobne - powiedział prof. Hardt.

"Wzrost wynagrodzeń nie nadąża za inflacją"

Dynamikę wzrostu cen bardzo mocno obniża zatrzymanie się bardzo mocne spadku cen paliw. Pewnym problemem są dynamicznie rosnące ceny usług. Ale to powinno wyhamowywać pod koniec tego roku. Inflacja będzie z dużym prawdopodobieństwem poniżej 10 proc. Wzrost cen paliw, prąd, energia, to przefiltrowało się, to oddziałuje na ceny usług z pewnym opóźnieniem - wyjaśnił.

Polacy czują, że w ostatnich latach zbiednieli. Przez wiele kwartałów, lat mieliśmy taką sytuację, że dynamika wzrostu płac przewyższała dynamikę wzrostu cen i w tym sensie na pewno nie biednieliśmy. Teraz mamy taką sytuację, że dynamika realnych wynagrodzeń jest ujemna. Wzrost wynagrodzeń nie nadąża za inflacją. Wynagrodzenia długo nadążały za inflacją, w tym momencie sytuacja jest inna. Już nie mówię o wynagrodzeniach w sektorze publicznym - mówił gość RMF FM.

Z drugiej strony bezrobocie jest bardzo niskie, sytuacja na rynku pracy jest dobra. Nie ma problemu ze znalezieniem pracy. Mamy dosyć korzystne dane z innych obszarów gospodarki - podkreślił.

Prof. Hardt: Nie mam wątpliwości, że to, co jako RPP zrobiliśmy w marcu i kwietniu 2020, było zgodne z polską racją stanu

Czy można było uniknąć tak wysokiej inflacji? To jest na pewno problem bardziej złożony. Proszę zauważyć, że ta wysoka inflacja ma wiele powodów. Wiele z tych powodów jest poza kontrolą Narodowego Banku Polskiego, chociażby spektakularny wzrost cen paliw, czy energii elektrycznej notowany w 2021 r . Wojna hybrydowa, którą wywołał Putin w Europie, nie zaczęła się 24 lutego. Zaczęła się wcześniej. Tak więc jest to istotny czynnik podnoszący inflację. Wcześniej COVID-19, zerwanie łańcuchów produkcyjnych. No i wreszcie to, co zrobiliśmy w RPP, to znaczy jak wybuchła pandemia to uruchomiliśmy spektakularny program wsparcia polskiej gospodarki, skupu obligacji skarbowych przez NBP. Z tego zostały sfinansowane tarcze antykryzysowe PFR-u i gospodarka nie runęła. Nie weszła w potężną recesje. I oczywiście ta wysoka inflacja do pewnego stopnia jest ceną jaką płacimy za to, co wtedy się stało - mówił prof. Łukasz Hardt.

Zdaniem byłego członka Rady Polityki Pieniężnej, to, co zrobiła rada w marcu i kwietniu 2020  r. było "zgodne z polską racją stanu". Walczyliśmy o to, żeby uchronić gospodarkę od upadku. I to się udało. To był początek pandemii. Oczywiście dyskusja dotyczy bardziej roku 2021, czy nie można było zacząć podnosić stóp procentowych wcześniej. Dziś to wydaje się oczywiste, że te stopy można było wcześniej zacząć podnosić. Wtedy, kiedy ten pieniądz wykreowany dla ratowania gospodarki zaczął bardzo mocno płynąć na rynek. Ale nawet gdybyśmy te stopy podnieśli wcześniej i tak zareagowali na ten wybuchający inflacyjny pożar, to inflacja i tak byłaby teraz wysoka. Bo tych innych czynników proinflacyjnych było bardzo dużo - tłumaczył ekonomista.

Gość RMF FM był również pytany, czy obecnie w Polsce mamy do czynienia z "putinflacją" jak twierdzi premier Mateusz Morawiecki, czy "PiS-inflacją jak twierdzi opozycja? Nie chcę wchodzić w narrację polityczną. Na pewno w inflacji dziś istotną rolę gra to, co zrobił Putin w Europie. Nie można od tego abstrahować. Wzrost cen, cen gazu w szczególności, i innych paliw w 2021 roku, szczególnie od połowy 2021 wojna hybrydowa. Absolutnie tak. Natomiast oczywiście nie jest to tylko Putin, mamy wysoką inflację bazową, i po części ta inflacja jest kosztem, który ponosimy w związku z tymi działaniami antykryzysowymi w okresie pandemii - wyjaśniał prof Hardt. Natomiast też bym nie mówił o drożyźnie. Rozumiem, że w debacie politycznej tak spolaryzowanej używa się różnicy słów-kluczy, ale mamy wysoką inflację, ale ta dynamika wzrostu cen spada. Wiem, że dla przeciętnego Kowalskiego jest to trudna sytuacja. Nikt tego nie kwestionuje. Ale dynamika cen spada i mam nadzieję, że pod koniec roku wróci do wartości jednocyfrowych. Duże pytanie i to pewien niepokój po mojej stronie jest taki, kiedy wróci do celu inflacyjnego NBP. To jest ważne pytanie - dodał.

"Druga Grecja nam nie grozi"

A czy ta polityka jest taka, że będziemy mieli w Polsce drugą Grecję? Nie, absolutnie nie. Nie ma żadnych symptomów, które by o tym świadczyły. My ekonomiści wierzy w efektywność rynku. Jak spojrzymy na kurs walutowy: złoty - euro, złoty - dolar czy jak spojrzymy na rentowności polskich obligacji skarbowych, to moim skromnym zdaniem kurs walutowy jest na zaskakująco dobrym poziomie - mówił wiceprezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. A rentowności obligacji skarbowych, czyli po prostu koszt naszego długu, też nie są bardzo wysokie. Biorąc pod uwagę to, że jesteśmy jednak krajem przyfrontowym. Za naszą granicą toczy się pełnoskalowa wojna, a nic złego z kursem złotego się nie dzieje, nic złego z rentownością polskich obligacji się nie dzieje. Tak więc druga Grecja nam nie grozi. Co nie znaczy, że nie mamy poważnych wyzwań przed polityką fiskalną. Wiemy jaka jest demografia, wiemy ile trzeba nowych środków na służbę zdrowia i edukację. I wreszcie ile będzie nas kosztowała modernizacja armii, która jest absolutnie niezbędna - dodał.

A czy w takim razie pogratulowałby Pan Adamowi Glapińskiemu polityki, jaką prowadzi NBP pod jego skrzydłami? Za wcześnie. Na razie mamy dynamikę inflacji, która się obniża. Przypomnę, że cel inflacyjny NBP to 2,5 proc. plus, minus 1. Jest 14,7. Sam spadek inflacji to jeszcze nie jest osiągnięcie celu inflacyjnego. Więc nawet jeśli ta inflacja spadnie do 6,7 proc. pod koniec roku, to nadal będzie daleko od celu inflacyjnego. I nadal RPP będzie musiała bardzo poważnie zastanawiać się, co w takiej sytuacji robić - mówił były członek Rady Polityki Pieniężnej.

"Celem NBP nie jest maksymalizowanie jego zysku"

Skoro na telefon z gratulacjami jest za wcześnie, to może jest czas na telefon w stylu: chłopie, co Ty robisz, bo NBP wtopił 17 mld zł w ubiegłym roku. To gigantyczna strata. Celem NBP nie jest maksymalizowanie jego zysku. Celem NBP jest prowadzenie takiej polityki pieniężnej, która chroni wartość złotego i służy osiągnięciu w średnim okresie celu inflacyjnego. To, że NBP odnotował tę stratę, celowo mówię odnotował  a nie poniósł, podobnie jak w poprzednich latach NBP odnotowywał zyski, to w pewnym sensie to było nie zależne w dużej mierze od tego, co robi NBP. Tak się zachowywał kurs złoty-euro czy złoty-dolar, a większość przecież naszych rezerw walutowych jest walutach obcych. W tych warunkach nie mogło być innego wyniku. 

"Z problemem wysokich cen mierzy się wiele krajów w Europie"

Gość RMF FM był również pytany, gdzie majówka może być tańsza niż w Polsce? Nawet jeśli dynamika cen w wielu krajach Unii Europejskiej jest niższa niż w Polsce, to nadal jest wysoka. A koszt dojazdu do tego miejsca w Europie też prawdopodobnie jest dość wysoki. Tak więc z problemem wysokich cen, wysokiej dynamiki wzrostu cen mierzy się nie tylko Polska, mierzy się wiele krajów w Europie. Natomiast pozytywne jest to, że powoli ale systematycznie ta dynamika wzrostu cen będzie się w najbliższych miesiącach obniżała. Ona już się obniża. Odczyt, wstępny co prawda za kwiecień, jednak jest dużo niższy niż ten marcowy - mówił.

Ale tak realnie, jest takie miejsce w Europie, w którym koszt pobytu byłby niższy niż w Polsce? - pytał Krzysztof Ziemiec. Nawet jeśli takie miejsce byśmy znaleźli to koszt dojazdu jest bardzo wysoki, co więcej dynamika cen też w sektorze usług jest wysoka w wielu miejscach Europy. Wydaje mi się, że trzeba zachować zdrowy rozsądek i szukać takich miejsc również w PL, też w kontekście majówki, może nie tych najbardziej obleganych przez turystów, gdzie te ceny te ceny są relatywnie niższe. To zróżnicowanie wzrostu cen w Polsce też jest dość wysokie - mówił prof.  Hardt.

Opracowanie: