Przez ponad pół roku polski rząd powtarzał z uporem, że współpraca z Rosjanami w sprawie śledztwa po katastrofie 10 kwietnia przebiega "sprawnie". Nagle słyszę w grudniu premiera Tuska mówiącego, że projekt raportu MAK jest "nie do przyjęcia". A po opublikowaniu tegoż raportu podkreśla on, że "jeśli Polaków stać na to, by nie fałszować zdarzeń i nie uciekać od odpowiedzialności, to i druga strona powinna mieć odwagę do pokazania całości obrazu".

Co działo się w ciągu ponad pół roku? Miejsce katastrofy nie zostało odpowiednio zabezpieczone. "Mimo polskich próśb i odpowiednich zapisów załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej, nie umożliwiono polskiemu akredytowanemu przedstawicielowi płk Edmundowi Klichowi udziału we wszystkich naradach informujących o postępie badania przyczyn katastrofy". Nie przekazywano nam dokumentów, o które prosiliśmy, nie odpowiadano na cześć pytań stawianych przez stronę polską. Rząd powtarzał jednak:

Skoro polski rząd uważał, że wszystko było w porządku, to trudno się dziwić, że teraz raport MAK traktowany jest przez światową opinię publiczną jako owoc prawidłowej i sprawnej polsko-rosyjskiej współpracy. Pokrzykiwania w ostatniej chwili niewiele zmienią. "Samolot Kaczyńskiego - alkohol i zamieszanie na pokładzie" - to jeden z tytułów w dzisiejszej francuskiej prasie. Utrzymanych w podobnym tonie tytułów było dużo więcej.