Pary żyjące w związkach homoseksualnych skarżą się na gorszy stan zdrowia, niż heteroseksualne małżeństwa - takie wyniki badań prezentują właśnie naukowcy trzech amerykańskich uniwersytetów. Na pierwszy rzut oka można by myśleć, że takie doniesienia powinny sugerować potrzebę szczególnej ochrony małżeństwa, ale oczywiście nie sugerują. Wręcz przeciwnie, autorzy publikacji twierdzą, że ich odkrycie to argument za otwarciem instytucji małżeństwa także dla osób tej samej płci.

Ten wniosek jest formułowany niejako przy okazji, nie badano bowiem, czy małżeństwo homoseksualne rzeczywiście poprawiłoby stan zdrowia zawierających je osób. Badacze sami przyznają, że to po prostu jeden z możliwych efektów. Dlaczego więc uważają, że warto taki wniosek formułować? Szefowa zespołu badawczego, profesor Hui Liu z Michigan State University twierdzi, że "legalizacja małżeństw homoseksualnych mogłaby dać takim parom korzyści, takie jak wspólne ubezpieczenie zdrowotne, mogłoby też zapewnić psychologiczne i społeczne wsparcie, które w sposób bezpośredni lub pośredni wpłynęłoby na stan ich zdrowia".

Ten cytat pokazuje kilka możliwych i prawdopodobnych skutków, nie bierze jednak pod uwagą innych konsekwencji, które są również możliwe i prawdopodobne. W obecnym kształcie debaty - zwłaszcza tej, która toczy się u nas - formalizację związków homoseksualnych wiąże się z tworzeniem instytucji związków partnerskich, dostępnych także dla tak zwanych "heteryków". Uzasadnione jest stawiane w środowiskach konserwatywnych pytanie, czy aby ich powstanie nie osłabi z czasem społecznych i psychologicznych skutków prawdziwego małżeństwa i nie pozbawi znacznej grupy ludzi, związanych z nim, pozytywnych dla zdrowia efektów.

Autorzy badań, opublikowanych właśnie w czasopiśmie "Journal of Health and Social Behavior" jednak takiego pytania nie stawiają, zapewne dlatego, że możliwa odpowiedź mogłaby nie potwierdzać, wysnutej przez nich "politycznie poprawnej" tezy. A nuż ktoś posunąłby się tak daleko, by stwierdzić, że homoseksualizm jest niezdrowy i wtedy zaczęłyby się prawdziwe kłopoty. Czy jednak wolno nam się nad tym nie zastanawiać? Być może z tych badań płyną rzeczywiste wnioski, które mogłyby się wszystkim, w tym "homikom" (że pozwolę sobie per analogiam na takie określenie) przydać.

Przyjrzyjmy się więc tym wynikom bliżej. Mężczyźni żyjący w homoseksualnych związkach skarżą się na słabe lub średnie zdrowie o 61 procent częściej, niż mężczyźni w małżeństwach. W przypadku kobiet różnica sięga 46 procent. I wszystko to po uwzględnieniu różnic w statusie materialnym, wykształceniu i poziomie ubezpieczenia zdrowotnego jednych i drugich. Na pytanie o przyczyny takiego zjawiska badacze z Michigan mają praktycznie tylko jedną odpowiedź: przyczyną jest stres związany z poczuciem dyskryminacji i odczuwaną homofobią otoczenia. Mówiąc inaczej, to heteroseksualna większość odpowiada za problemy homoseksualnej mniejszości i to ona powinna sytuację naprawić.

Zaraz, zaraz, a jak wypada porównanie "homików" z "heterykami" samotnymi, rozwiedzionymi, wdowcami, czy żyjącymi właśnie w nieformalnych związkach? Cóż, okazuje się, że tu pary homoseksualne zwykle deklarują... lepszy stan zdrowia, związany, jak się wydaje, z ich przeciętnie lepszą sytuacją materialną. Badacze uważają, że w tej samej sytuacji materialnej różnic by tu nie było. Cóż, to jednak sugeruje, że to nie homofobia odgrywa tu podstawową rolę tylko raczej mniejszy lub większy poziom niepewności, obecny w nieformalnym związku. A więc może jednak lepiej z tymi związkami partnerskimi nie ryzykować. Bo przytłaczającej większości z nas się pogorszy.

No właśnie, przedstawianie tych wyników nie byłoby uczciwe, gdyby nie wspomnieć o jakiej statystycznej próbie tu mówimy. W sumie badania objęły w latach 1997-2009 około 700 tysięcy osób. W tym było około 3300 osób, żyjących w parach homoseksualnych. Tak, tak, mówimy tu o niespełna pół procencie badanych. To nie przeszkadza jednak ich autorom formułować daleko idącej tezy o potrzebie "otwarcia" instytucji małżeństwa. Mnie to nie przekonuje. Udawanie, że tylko jedna interpretacja ma tu rację bytu jest nadużyciem.

Dziś dowiadujemy się o kolejnej akcji, która tym razem ma przekonać wszystkich, że dopiero bycie rodzicem geja lub lesbijki pozwala dowiedzieć się, jak ważne jest być sobą i co to oznacza, być odważnym. OK. Nie mam nic przeciwko byciu sobą i odwadze, pod warunkiem, że mają do tego prawo wszyscy, także ci, którzy ofensywę homoseksualizmu przyjmują sceptycznie.