Książki - jak wiadomo - bywają różne, dobre, złe i takie sobie. Ja szczególnie lubię te, które starają się zmieniać nasze opinie o świecie i nas samych, używając do tego mniej lub bardziej przekonujących naukowych argumentów. W programie Ewy Stanek "Między Słowami" w RMF Classic opowiadam o takich właśnie książkach, które tuż po opublikowaniu (a czasem już przed) stały się głośne. Zapraszam.

To nie jest książka o nagrodach Amerykańskiej Akademii Fimowej, choć nie można też powiedzieć, że nie ma z filmem nic wspólnego. Historia, o której opowiada pojawiła się już w popularnym serialu telewizyjnym, pisałą o niej prasa. To prawdziwa historia, niezwykła i dająca do myślenia. Historia kota Oscara, który w domu opieki, właściwie raczej hospicjum Steere House w Providence, Rhode Island spędza czas tylko z tymi pacjentami, którzy właśnie mają umrzeć. Współczesny człowiek ma poważny problem ze śmiercią, choć to przecież jedyna rzecz, której może być absolutnie pewien. Śmierć nigdy nie przychodzi w porę, zwykle staramy się z pomocą medycyny odsunąć, gdy to niemożliwe nagle zaczynamy się zastanawiać, czy nie lepiej ją przyspieszyć. Wygląda na to, że tylko Oscar wie, kiedy śmierć nadejdzie. Nauka nie umie wytłumaczyć, skąd Oscar wie. Ale ci, którzy go znają, w tym doktor Daniel Dosa, geriatra z tego hospicjum, przestają już wątpić i zadawać pytania: skąd? Ważniejsze staje się pytanie: po co? I tu odpowiedź jest łatwiejsza, Oscar nie przynosi pacjentom i ich rodzinom lęku. Jakkolwiek zaskakująco by to nie brzmiało, przynosi uspokojenie, pomaga pogodzić się z nieuniknionym. Dla pacjentów w zaawansowanych stadiach demencji muzyka i zwierzeta bywają jedynym kontaktem z rzeczywistością. Oscar stał się bohaterem popularnej historii, ale też symbolem, symbolem czegoś, czego my wszyscy moglibyśmy się od niego nauczyć...