Książki - jak wiadomo - bywają różne, dobre, złe i takie sobie. Ja szczególnie lubię te, które starają się zmieniać nasze opinie o świecie i nas samych, używając do tego mniej lub bardziej przekonujących naukowych argumentów. W programie Ewy Stanek "Między Słowami" w RMF Classic opowiadam o takich właśnie książkach, które tuż po opublikowaniu (a czasem już przed) stały się głośne. Zapraszam.

Tytuł: "Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks". Autorka: Rebecca Scloot. Data wydania: 2. lutego 2010.

Blisko 50 lat temu, Henrietta Lacks, matka pięciorga dzieci zgłosiła się do szpitala w Baltimore z bólem brzucha. Okazało się, że ma raka szyjki macicy. Zanim poddano ją nieskutecznej terapii radem, lekarz - bez jej wiedzy - wyciął jej fragmenty zdrowej i nowotworowej tkanki. Henrietta zmarła kilka miesięcy później w wieku 31 lat, komórki, które wtedy pobrano nie chciały umrzeć. I żyją nadal. Przez lata pomogły dokonać naukowego przełomu w leczeniu wielu chorób. Dzięki nim sttworzono szczepionkę przeciwko chorobie Heinego-Medina, uczono się walczyć z rakiem i infekcjami wirusowymi, opracowano podstawy badań genomu, zapłodnienia in-vitro i klonowania. Komórki linii HeLa, nazwanej tak od inicjałów Henrietty, były nawet na orbicie, by pomóc badać wpływ nieważkości. Na podstawie badań tych komórek opublikowano 60 tysięcy prac naukowych, zaqrobiono dziesiątki miliardów dolarów. Rodzina dowiedziała się o ich istnieniu dopiero w latach 70-tych, do tej pory, nie dostała z tytułu ich użycia żadnych pieniędzy. Henrietta Lacks do tej pory pozostała niemal anonimowa, a niektórych z jej potomków nie stać nawet na ubezpieczenie zdrowotne, by otrzymać leki, które dzięki jej komórkom odkryto. Historia "Nieśmiertelnego życia Henrietty lacks" to jakby hołd dla tych wszystkich pacjentów, których cierpienie przyczyniło się do postępów medycyny, postepów zbyt spóźnionych, by mogły pomóc im samym...