To miał być wieczór Johna McCaina. Weteran wojny w Wietnamie, długoletni senator miał zdecydowanie pokonać "nieopierzonego" w sprawach miedzynarodowych kandydata Demokratów. Rynki finansowe spłatały jednak McCainowi figla i popadły w najpoważniejszy od dziesiecioleci kryzys. Z debaty tylko o polityce międzynarodowej, zrobiła się debata o polityce miedzynarodowej i ratowaniu rynków finansowych. A to w tej chwili temat dla Republikanów trudny. W tej sytuacji szanse McCaina na sukces zaczęły szybko maleć. Senator z Arizony na tyle mocno przestraszył się nowej sytuacji, że podjął nawet bezprecedensowa próbę odwołania debaty, na którą oczywiscie Barack Obama nie mógł się zgodzić.

W sondażach wiekszość Amerykanów oczekiwała, ze Obama te debatę wygra i rzeczywistość potwierdziła te przewidywania. Jeśli ten wieczór nie rozstrzygnął jeszcze wyników kampanii, to tylko dlatego, że polityka miedzynarodowa to zdecydowanie najmocniejsza strona Johna McCaina. Na tym polu mógł przynajmniej podjąć próbę obrony swego programu. Jednak przy pytaniach o sposoby wyjścia z kryzysu ekonomicznego McCain powtarzał tylko zaklęcia Republikanów o potrzebie obniżania podatków, redukcji budżetu i "niewidzialnej ręce rynku". Barak Obama nie dał się jednak zdefiniować, jako zwolennik zwiekszania wydatków państwa i wyższych podatków, skutecznie zwracając uwagę, że Republikanie zamierzają zmniejszyć obciażenia tylko najbogatszym obywatelom.

Dyskusja o polityce międzynarodowej nie przebiegała wcale tak, jak John McCain mógłby sobie tego życzyć. Na jego zarzuty, że Obama nie wierzył w sukces taktyki wzmocnienia sił w Iraku, demokratyczny senator odpowiadał, że żadne wzmocnienie nie byłoby potrzebne, gdyby administracja prezydenta Busha w ogóle nie zdecydowała się na tę niepotrzebną wojnę. Kłopoty w Afganistanie, brak sukcesu w poszukiwaniach Osamy Bin Ladena, to jego zdaniem tylko niektóre z dowodów na to, że zaangażowanie w Iraku odwróciło uwagę Ameryki od tego, co najważniejsze. McCain często wpadał w mentorski ton, podkreślając, że Obama czegoś "nie rozumie". Wyborcy mogą zdecydowanie lepiej odebrać postawę senatora z Illinois, który pokazywał zdolność myślenia ponad partyjnymi podziałami i często był gotów przyznać, że "John ma rację".

O tym, że Barack Obama lepiej zaprezentował sie w pierwszej debacie świadcza choćby pierwsze wyniki sondaży. CNN podaje, że 51 procent z tych, którzy oglądali debatę uznało, że Obama był bardziej przekonujący, tylko 38 procent wskazało na zwycięstwo McCaina. Pierwsza debata niczego ostatecznie nie rozstrzygnęła, wyraźnie widać, że obaj kandydaci nie oddadzą łatwo pola. John McCain i Barack Obama mają swoje atuty i nie zawahają się ich użyć. Tyle, że na razie wydaje się, że Obama ma ich nieco więcej...

Z tym, że mogę się mylić, więc na wszelki wypadek proponuję również "I po debacie. Cz. 2. Zwycięstwo McCaina!".