Okładka i fragment książki /Materiały prasowe

Gdy czytam o przeszłych Polakach, dla których polskość była wartością nadrzędną, ważniejszą niż własne życie, myślę krytycznie o sobie samym i czasie, w którym przyszło mi żyć.   

Łatwizna mojej epoki polega na braku prawdziwie życiowych wyzwań, gdy trzeba wybierać pomiędzy biologicznym przetrwaniem a dochowaniem wierności nakazom moralnym.  

Oczywiście nie chcę przesądzać, jak my- współcześni Polacy-  zachowalibyśmy się w konfrontacji z totalnym zagrożeniem, groźbą całkowitej utraty państwowości i śmierci milionów.      

Smoleńsk był jednak według mnie pewnym testem, mocno niepokojącym sprawdzianem, pozwalającym mi na takie jak te rozważania, pełne sceptycyzmu i dystansu wobec ludzi III RP.

   

Propaganda antypatriotyczna jako stały element socjotechnicznego warunkowania mieszkańców naszego kraju ma swoje liczne odmiany i - śmiem przypuszczać - różne cele.

Optymistyczna wersja powodów takiej pedagogiki łączyłaby się z wojenną traumą 1939-45: ogromna ofiara krwi i gigantyczne zniszczenia wywoływałyby naturalną ostrożność.

Danina życiowego płynu daje do myślenia i każe się zastanowić, czy warto nadal aż tak bardzo życiem Polaków   szafować, czy poświęcenie powinno mieć wyraźne granice?     

Zresztą nie jest to tylko nasz polski problem, bo bardzo podobne antypatriotyczne i nihilistyczne nastroje panowały na przykład we Francji po hekatombie I wojny światowej.  

Ideologia nacjonalistyczna i militarystyczna oraz wojenny entuzjazm dominujący w państwach Europy w roku 1914, po makabrze wojny materiałowej umarły śmiercią gwałtowną.  

Energia tłumów wiwatujących żołnierzom na ulicach Paryża ustąpiła po kilku morderczych latach i zamieniła się potem na długi czas w skrajnie różne -bo pacyfistyczne- nastroje mas.  

Miałem okazję przekonać się o tym niedawno, biorąc z sobą na wakacje słynną powieść Francuza Louisa-Ferdinanda Céline’a "Podróż do kresu nocy", chłonąc jej sens, styl i rytm.   

Intensywność buntu przeciw pseudo-patriotycznym frazesom kryjącym zbrodnicze, antyludzkie zamiary wciąż do mnie przemawia z dużą mocą, mimo że książkę wydano w 1932 r.   

A jednak dziś polecam inną lekturę, stojącą na przeciwnym biegunie - "Bohaterów Państwa Podziemnego" Stefana Korbońskiego ukazującą elitę Polaków z moich marzeń. 

Bogdan Zalewski:  Przede mną najnowsza książka Wydawnictwa Prohibita zatytułowana "Bohaterowie Państwa Podziemnego - jak ich znałem", pióra Stefana Korbońskiego, a w warszawskim studiu RMF FM witam szefa wydawnictwa "Prohibita" Pawła Tobołę- Pertkiewicza. Witam pana serdecznie.

Dzień dobry. Witam pana redaktora, witam państwa.

Miałem już przyjemność z panem rozmawiać przy okazji innej publikacji Korbońskiego "Polonia Restituta", w której opisał II RP w sposób niezwykle barwny. Odsyłam odbiorców mojego bloga do tamtego wywiadu. Jednak prosiłbym pana o krótkie wprowadzenie: kim był Stefan Korboński i na czym polega wyjątkowość tego tomu "Bohaterowie Państwa Podziemnego".

Stefan Korboński to dosyć znana i szanowana postać od wielu, wielu lat w Polsce. W międzywojniu zasłużył się tym, że był znanym prawnikiem, działaczem ludowym, przeciwnikiem Sanacji. W czasie wojny był delegatem rządu na kraj. Potem wiele innych funkcji pełnił w czasie okupacji, w kierownictwie walki cywilnej. Był szefem oporu społecznego w kierownictwie walki podziemnej, potem delegatem rządu na kraj itd. Po wojnie w 1947 roku zamierzał brać czynny udział w reaktywacji PSL -Mikołajczykowskiego. Natomiast, gdy groziło mu aresztowanie przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, uciekł razem z żoną Zofią. Najpierw do Sztokholmu, po czym osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie też bardzo aktywnie działał na rzecz Polski, spraw polskich, historii. I tam też na emigracji w Stanach Zjednoczonych powstały najsłynniejsze jego książki. Te akurat, o których my rozmawiamy to nie są najbardziej znane. Wydaje mi się, że dlatego je wznawiamy, wspólnie z Fundacją im. Korbońskich, żeby nie były zapomniane. Ta książka, o której dzisiaj będziemy rozmawiać- "Bohaterowie Państwa Podziemnego"- nigdy nie wyszła w Polsce. Była w niewielkim nakładzie wydana tylko w Stanach Zjednoczonych.

"Bohaterowie" to jest rodzaj męski, ale nie możemy zapominać, że dużą rolę w tych wspomnieniach odgrywają bohaterki m.in. żona Stefana Korbońskiego - Zofia. Kim była ta piękna kobieta, której uśmiechnięte zdjęcie widnieje pośród innych na okładce książki?

Tak, kobiety tam są, nie tylko Zofia Korbońska, ale także na przykład  Zofia Kossak-Szczucka. Korboński pisze we wstępie do książki, dlaczego ktoś został uznany za bohatera, a ktoś nie. Tam wymienia kilka kryteriów doboru tych bohaterów. Oczywiście są to subiektywne kryteria, ale bardzo jasne, skategoryzowane przez niego. I nie chodzi tutaj o kogoś, kto był znany, czy bardziej znany, bo znajdziemy też bardzo dużo postaci, które są zupełnie nieznane. Może są znane jakiejś garstce historyków, czy osób, które interesują się historią II wojny światowej, czy Państwa Podziemnego Polskiego. Ja mogę ze swojej strony jako wydawca powiedzieć, że dotarcie do niektórych zdjęć tych bohaterów opisywanych przez Korbońskiego było niezwykle ciężkie i długotrwałe. Ta publikacja jest też wzbogacona przez nasze wydawnictwo o krótkie biogramy tych osób.  Zofia Korbońska czy Zofia Kossak to najbardziej znane postacie. Podobnie marszałek Sejmu Maciej Rataj jest powszechnie znany. Natomiast jest dużo takich osób, które Korboński przypomina i dobrze, że przypomina. Cytuje na przykład list matki jednego z powstańców, którzy zostali zamordowani w czasie powstania. Ona podkreśla, że gdyby nie Korboński to właściwie pamięć o jej synu nie przetrwałaby.

Wróćmy jeszcze do Zofii Korbońskiej, żony Stefana. "To szyfrantka, porucznik AK" - jak czytamy w biogramie.

Zofia Korbońska to właśnie taki dobry duch Stefana Korbońskiego i właściwie można powiedzieć, że wszystko, co robili, odkąd się poznali, to robili wspólnie, z taką różnicą, że Zofia Korbońska długo przeżyła swojego męża, bo w 2010 roku dopiero zmarła, a Stefan Korboński w 1989 roku.

Mnie jako dziennikarza radia, radia RMF FM, zaintrygowała historia właśnie podziemnej rozgłośni, radia zorganizowanego w okupywanym kraju, ściganego przez Niemców, poszukiwanego przy pomocy tzw. samochodów goniometrycznych. Na czym polegała ta wojna w eterze z hitlerowcami i na czym polegała tutaj rola małżeństwa Korbońskich?

Jest dużo anegdot związanych z tym, jak oni tę radiostację uruchomili. Uciekali po bodajże uliczkach Pragi przed tymi niemieckimi samochodami, które próbowały namierzyć tę radiostację. Ta radiostacja pełniła rolę raz, że łączności z Londynem, a dwa, że informowała na bieżąco, co się dzieje w kraju i to jako niezależne źródło informacji.

Tutaj warto wymienić takiego młodego geniusza, o którym często tutaj Korboński wspomina, genialnego konstruktora, 17-letniego Ziutka Stankiewicza. 

Tak, Korboński poświęcił kilka stron tej postaci, nie do końca znanej w Polsce. Być może niedocenionej, być może znanej tylko tym, którzy poświęcili się ojczyźnie. Bardzo trudno było dotrzeć do biogramu tego bohatera, do jakiegoś zdjęcia. Dużo czasu to zajęło. Korboński w sposób typowy dla siebie, czyli bardzo osobisty, z anegdotami opisuje wszystkie postacie. Przypomina właśnie o takich osobach, o których leksykony nie wspominają, bo były to być może drugo- i trzecioplanowe postacie Polski Podziemnej. Może to być zachęta dla czytelnika, by sięgnąć nie tylko po tych znanych, ale również nieznanych bohaterów Państwa Podziemnego.

Pan już wspomniał o stylu tej książki. Warto właśnie podkreślić, że poczet bohaterów państwa podziemnego to nie jest leksykon, czy encyklopedyczny zbiór portretów. Oparty jest na osobistych wspomnieniach Korbońskiego, wspomnieniach ze spotkań z wybitnymi polskimi patriotami. To są często szkice psychologiczne, niemal literackie wizerunki.  Warto zaznaczyć, że Korboński miał niewątpliwy talent pisarski. To też jest wartość tej książki, prawda?

Tak, tak. Ja bym to uznał za osobiste refleksje wspomnieniowe. On przywołuje z pamięci dosłowne, czasem dłuższe fragmenty rozmów z tymi bohaterami. Nie mówiąc już o początkowym, pierwszym biogramie marszałka Rataja. Czytamy jak Korboński po aresztowaniu Rataja w listopadzie 1939 roku idzie do siedziby gestapo w Warszawie i prowadzi właściwie negocjacje. Pyta, za co marszałek Sejmu został aresztowany, czy jest szansa, że wyjdzie, jak można mu pomóc i tak dalej...

Niesamowita historia, bo to zrobił z ogromnym tupetem, prawda? Ubrany jak Niemiec, w czasie okupacji, z teczką przemierza przez korytarze, idzie właściwie na pewną śmierć, można powiedzieć.

I przez godzinę tam chodził i przez nikogo nie był nawet zaczepiony, więc to już samo w sobie było niezwykłe. Plus rozmowa z tym majorem, który był odpowiedzialny za więzienie marszałka. Masa jest takich właśnie wspomnień, które w leksykonach czysto biograficznych się nie mieszczą. Tam są czyste daty, funkcje, natomiast tutaj jest właśnie dużo z życia wziętych anegdot, które pokazują, że mimo iż  sytuacja okupowanej Warszawy była bardzo zła, tamto pokolenie nie traciło ducha, potrafiło zdobyć się nawet na jakieś śmieszne sytuacje. Potrafiło obrócić pewne wydarzenia w żart. To dużej klasy ludzie byli, po prostu.

No właśnie. Widać jaką klasę mieli ci ludzie z generacji 20-lecia międzywojennego, bo to i kindersztuba i uroda, często podkreślana przez Korbońskiego, poczucie obowiązku, honor. Zgadza się pan, że to pokolenie odeszło w przeszłość razem z tymi przymiotami?

No, niestety tak. W większości tak. Aczkolwiek widać obecnie duży wzrost zainteresowania w ogóle historią Polski, przywiązania do patriotyzmu, więc może aż tak źle nie będzie. Myślę, że kilka lat temu, chociażby patrząc na obchody Powstania Warszawskiego, w perspektywie 15 lat, jest ogromna różnica. Co jest warte podkreślenia - bardzo dużo młodych ludzi czci powstańców Warszawy, chociażby przez ubiór, przez koszulki, przez to zatrzymywanie ruchu ulicznego w godzinie "W". To coś, czego 10, czy 15 lat temu nie było.

Tak, ale z drugiej strony warto może też podkreślić inny walor tej książki, bo ona jest pozbawiona patosu, prawda? Te biogramy nie są posągowe. Korboński opisuje różne grzechy, grzeszki, wady, przywary, można powiedzieć nawet takie zwykłe wariactwa swoich bohaterów. Mnie utkwiła w pamięci postać posła na sejm publicysty Kazimierza Bagińskiego z niemal taką patologiczną obsesją liczby 13. Może ja zacytuje taki fragment. "Mego bohatera Bagińskiego natura obdarzyła piętą Achillesową, miał nie tylko abominację i obsesję na punkcie trzynastki, ale wierzył w magię, a siebie miał za jasnowidza, który przewiduje przyszłość. O godzinie 1 popołudniu, czyli o 13, odkładał pracę na godzinę. 13-ego każdego miesiąca nie wstawał z łóżka, nie wychodził na miasto, nie używał telefonu. Gdy zaraz po wybuchu wojny zapytałem go, czy ją wygramy, odpowiedział bez chwili wahania - wykluczone. Jak można dopuścić do wojny w roku 1939, czyli na końcu z sumą trzech trzynastek. Po wojnie i przybyciu z Londynu do Warszawy Stanisława Mikołajczyka krytykował siedzibę Stronnictwa Ludowego w Alejach Jerozolimskich, gdyż kamienica miała numer 85, a więc suma cyfr 13." Widać, że to nie są postacie takie do końca marmurowe, posągowe, tylko gdzieś tam ze swoimi feblikami, jakimiś takimi przywarami.

Oczywiście, ale to jest podane w taki dosyć bardzo przyjemny sposób.

Dowcipny, tak, tak. Bez złośliwości.

Mogę też zdradzić tutaj, że nasze wydawnictwo wespół właśnie z fundacją im. Korbońskich przygotowuje jeszcze jedną publikację Stefana Korbońskiego mało znaną w Polsce. To jest zbiór opowiadań "Między młotem, a kowadłem", który chcemy wydać z okazji 17 września. Tam są też w tym stylu utrzymane opowiadania, które wprawdzie -jak sam autor podkreśla- nie odnoszą się do jakiś konkretnych postaci, ale myślę, że w czasie lektury można spokojnie przypisać pewne cechy niektórym postaciom historycznym. W bardzo fajnym stylu, takim kwiecistym, literackim jest napisany ten zbiór opowiadań. Bardzo mało znany jest on także w Polsce. Chcemy przypomnieć ten zbiór. Zbliża się rocznica, więc będzie jeszcze jedna publikacja książki Stefana Korbońskiego.

Bardzo chciałbym skorzystać z okazji 17 września, żeby omówić tę kolejną książkę. A dziś mamy rocznicę niemieckiej agresji na Polskę 1 września 39-go roku. Wielu z tych ludzi opisanych przez Korbońskiego straciło życie z rąk okupantów, nie tylko hitlerowskich ale i sowieckich. Zastanawia się pan czasami, gdzie byłaby Polska dzisiaj, gdyby ci ludzie pracowali bez przerwy dla naszej niepodległej ojczyzny?

Ja nie chciałbym tutaj alternatywnych wizji historii robić. Wojna wybuchła, przegraliśmy ją, no i straciliśmy niepodległość na ponad półwiecze. Co by było gdyby, to można zobaczyć w krajach, które tej wojny nie doświadczyły. Bilans kilku milionów istnień ludzkich, które pochłonęła ta wojna, myślę, że jest tak ogromny, że jest nie do wyobrażenia, co by się mogło zmienić w Polsce w ciągu tych kilku dekad, gdyby ci ludzie przeżyli i funkcjonowali w normalnym kraju.

Całe szczęście pozostały takie świadectwa, jak Stefana Korbońskiego "Bohaterowie Państwa Podziemnego - jak ich znałem". Bardzo dziękuje panu za tę rozmowę. Naszym gościem był szef wydawnictwa Prohibita, pan Paweł Toboła-Pertkiewicz.

Dziękuje za zaproszenie i dziękuje za uwagę.

UWAGA: Egzemplarze książki Stefana Korbońskiego trafią do trzech osób, które jako pierwsze rozwiązały zagadkę. Hasło brzmiało: GŁOS PODZIEMIA. Zwycięzcy to: Anna Soróbka ze Smolca, Mieczysław Słocki z Gliwic i Wiesław Szydłowski z Żyrardowa. Dziękuję i gratuluję!