Strajki zdarzają się także w mediach publicznych. Nasz londyński korespondent Bogdan Frymorgen, przez wiele lat pracował w Serwisie Światowym BBC, a więc w publicznej rozgłośni. Wielokrotnie uczestniczył również w różnych protestach.

BBC World Service utrzymywany był z budżetu państwa. I choć finansowo uzależnieni byliśmy od rządu, redakcyjna niezależność rozgłośni nie podlegała dyskusji. Nie zdarzały się odgórne naciski czy próby ingerencji w merytoryczną zawartość naszych audycji.

Resort decydował o zasadniczych kwestiach: o jakiej części świata nadawaliśmy i w jakim robiliśmy to języku. Parlament przyznawał nam roczny budżet, a do nas należało rozumne gospodarowanie publicznymi pieniędzmi. My natomiast decydowaliśmy o czym i w jaki sposób informować słuchacza.

Czasami w BBC pojawiły się napięcia i wtedy dochodziło do strajków. Najczęściej, gdy ministerstwo spraw zagranicznych podejmowało decyzje o likwidowaniu sekcji językowych lub gdy nasza dyrekcja proponowała zmiany strukturalne, które zdaniem związków zawodowych, zagrażały sprawnemu funkcjonowaniu rozgłośni.

Uczestnicy takich protestów tracili proporcjonalny ułamek pensji, ale nie byli szykanowani w inny sposób. Ludzie, którzy mimo strajku decydowali się pracować, traktowani byli przez nas z szacunkiem. Oni zapewniali ograniczoną emisje programów. Zazwyczaj robili to sami menadżerowie, którzy nie należeli do związków zawodowych, a w nielicznych przypadkach wolni strzelcy na umowach o dzieło, którzy bez większych skrupułów łamali pikietę. Mile wspominam te chwile. Hartowała się wtedy nasza stal. Ta dziennikarska i ta ludzka. Czasami udawało nam się coś wygrać i strajk kończył się sukcesem. Musieliśmy też nauczyć się akceptować porażki. Zawsze jednak pozostawało poczucie satysfakcji i przekonanie, że nie można było postąpić inaczej.

Decyzję o strajku podejmowaliśmy kolektywnie po wcześniejszym przegłosowaniu jej wewnątrz związku. O określonej godzinie wychodziliśmy ze studiów, braliśmy do rąk transparenty, zakładaliśmy opaski i wychodziliśmy z budynku. Obecność na pikietach regulowana była grafikiem, podobnie jak obecność w pracy.

BBC World Service to stacja, której słucha ok. 200 milionów ludzi na całym świecie. Oni także otrzymywali na antenie komunikat informujący o akcji strajkowej, tłumaczący dlaczego nagle zmuszeni byli słuchać powtórek starych programów, a serwisy informacyjne były krótsze niż zwykle. Dziś ta rozgłośnia funkcjonuje na innych zasadach. Została włączona pod skrzydła głównego nurtu korporacji również w zakresie finasowania. Już nie rząd utrzymuje Serwis Światowy, a robi to bezpośrednio podatnik w ramach rocznego abonamentu.

Czasy są inne, ale strajki nadal się zdarzają. Takie decyzje nie są podejmowane pochopnie. Zawsze przyświeca im szacunek dla widza i słuchacza oraz troska o przyszłość korporacji.