W radiu BBC program satyryczny o zagrożeniu wojną nuklearną. Błyskawiczna gra słów i krótkie piłki. Autorzy świetnie się bawią, zebrana w studiu publiczność ryczy ze śmiechu. Najgłośniej, gdy czytany jest na role podręcznik z czasów Zimnej Wojny. O tym, co należy zrobić, gdy na wielką Wielką Brytanię zacznie spadać deszcz pocisków atomowych. Najbardziej bawią ich sugestie, by schować się pod stołem i broń Boże nie na ostatnim piętrze wieżowca. Jeszcze bardziej się śmieją, mówiąc o koniecznych zapasach, jakie należy zgromadzić w piwnicy, łączne ze stolikiem, krzesłem, żeby można się było napić herbaty.

Pierwszą reakcją było zdziwienie. Świat na krawędzi zagłady, a wy robicie sobie jaja?! Zaraz potem przyszła inna refleksja - w gruncie rzeczy, dlaczego nie? Kiedy w czasie II wojny światowej na Londyn spadały rakiety Hitlera, Brytyjczycy też zbierali się przy radioodbiornikach i zrywali boki. Potem wychodzili na ulice, zakasywali rękawy i zmiatali do wiaderek kawałki domów i wcześniejszego życia. Niektórzy nadal się śmiali, otrzepując ręce z gruzu. Poczucie humoru jest bronią defensywną. Śmiech wytrąca endorfiny jak miłość czy ćwiczenia na siłowni. Ukraińcy chętnie chwyciłby Putina za bary i ofensywnie parsknęli mu w gębę.

Jeśli dać się porwać apokaliptycznym dywagacjom, nie ma to większego znaczenia, czy słuchamy radia w Londynie, Warszawie czy Kijowie. Koniec będzie wszędzie taki sam, choć słuchacze tej trzeciej radiostacji mają teraz zdecydowanie najmniej powodów do śmiechu. A mimo wszystko śmieją się - z siebie i Rosjan. Wystarczy powłóczyć się po ukraińskim internecie, by przekonać się, że poczucie humoru nie opuściło Ukrainy. Drwią z indolencji Putina, z wyszkolenia jego żołnierzy. Ale nawet w obliczu brutalnej agresji nie wyzbyli się człowieczeństwa. Zaczęli zakrywać zdjęcia martwych Rosjan. Jest granica, po której śmiech ustaje.

Zachowujemy prawo do oddzielnego gatunku, jeśli nie poddajmy się zwierzęcym instynktom. Pociski trzeba zwalczać podobną bronią. Ale niekoniecznie zło da się zneutralizować większym złem. Czasami wystarcza poczucie humoru. Drwina potrafi zdemaskować najbardziej chytrą strategię, ironia zada śmiertelny cios zadufanym w sobie politykom. Obnażony absurd nie potrzebuje komentarza. Słuchając satyryków z BBC, pomyślałem - jak dobrze, że mimo wszystko się śmiejmy. Dali nam przykład Monty Pythoni, jak zwyciężać z ludzką głupotą, fanatyzmem czy uprzedzeniami.

Pozdrowienia z Ukrainy - słychać radosny głos anonimowego żołnierza. Oglądamy nagranie z tureckich dronów, bez których obrońcy byliby bezradni. Są skuteczne. W powietrze wylatują czołgi i transportery opancerzone. Baterie dział przeciwlotniczych i ciężarówki. Bum-bum-bum i do nieba idzie kolejny transport agresora. Na ziemi unosi się czarny kalafior dymu. Czasami widać ekran komputera ustawiony gdzieś w szczerym polu z namierzonym celem. Słychać podekscytowane głosy znad klawiatury. Potem jest syk i leci rakieta. Głos na filmie pozdrawia serdecznie rosyjskich żołnierzy.

W BBC dalej się śmieją. Tym razem z samych siebie. W latach 70. ubiegłego stulecia Brytyjczycy mieli poważny dylemat - mieszkać w straszących warunkach na przedmieściach Newscastle czy Manchesteru, czy pogodzić się z bombą atomową? - komicy mieli wątpliwości, co było gorsze. Zaraz skończą się żarty i będą w radiu wiadomości. Rosyjskie wojska nadal ostrzeliwują ukraińskie miasta. Mariupol dogorywa, ale jest szansa na odbicie Chersonia - już nie mówi się o nim, że jest w pełni okupowany. Słowa rozśmieszają lub dają nadzieje. Słowa są ważne, szczególnie w czasie wojny.