Śledztwo w sprawie niedzielnego incydentu z Sarnowej Góry z udziałem policyjnego Black Hawka przejęte przez Prokuraturę Okręgową w Płocku. Od wczoraj okoliczności groźnego zdarzenia z wojskowego pikniku, gdy policyjny śmigłowiec nisko latając nad widownią zerwał linię energetyczną, badali śledczy z Prokuratury Rejonowej w Ciechanowie.

Sprawę przejęła jednostka wyższego szczebla najpewniej ze względu na wagę sprawy, a także fakt, że to śledztwo w ferworze kampanii wyborczej stało się wyjątkowo polityczne.

Do incydentu doszło podczas wojskowego pikniku, odbywającego się w regionie, z którego do Sejmu zamierza startować wiceszef MSWiA Maciej Wąsik. On sam był na tej imprezie i przyznał, że pomagał załatwić policyjną maszynę na festyn. Zrobiłem to, choć nie jest to samorządowiec z mojej opcji politycznej. I zrobię to, jeśli będę miał taką możliwość w przyszłym roku, bo chcemy pomagać samorządom w organizowaniu uroczystości patriotycznych - zaznaczył na antenie Polsat News.

Teraz śledczy muszą wyjaśnić między innymi, jakie były podstawy wysłania sprzętu na piknik. Kolejna sprawa to ustalenie, dlaczego maszyna wykonywała brawurowe manewry - czy doszło do złamania procedur bezpieczeństwa i kto powinien za to odpowiedzieć.

Ciechanowska prokuratura wszczęła wczoraj śledztwo na podstawie artykułu o sprowadzeniu zagrożenia spowodowania katastrofy w ruchu powietrznym. Grozi za to 8 lat więzienia.

Milionowe straty

Jak ustalił reporter RMF FM, w wyniku incydentu uszkodzony został co najmniej jeden płat wirnika śmigłowca.

Dodatkowo naprawy będzie wymagać także cześć poszycia.

Eksperci twierdzą, że koszty remontu samego wirnika śmigłowca mogą wynieść minimum kilkaset tysięcy dolarów.

Jeden z członków załogi w przeszłości spowodował wypadek

Na pokładzie Black Hawka, który zerwał linię energetyczną, była trzyosobowa załoga. Jej członkiem był pilot, który 14 lat temu spowodował śmiertelny wypadek wojskowego śmigłowca koło Bydgoszczy.

Doszło do niego w 2009 roku podczas przygotowań do misji Afganistanie. Sterując Mi-24, wbrew procedurom bezpieczeństwa zbytnio obniżył lot maszyny, która zahaczyła najpierw o wierzchołki drzew na poligonie, a potem uderzyła w ziemię.

W katastrofie zginął drugi pilot, a technik pokładowy został ranny. Dowódca maszyny usłyszał wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu.

Z ustaleń dziennikarza RMF FM wynika jednak, że przełożeni bardzo cenią sobie jego służbę w policji. Trafił do niej z wojska w 2016 roku. Był między innymi szefem szkolenia lotniczego w policji. Brał udział w wielu misjach, między innymi w zeszłorocznej akcji gaśniczej w Parku Narodowym Czeska Szwajcaria na północnym-zachodzie Czech.

Wielokrotnie transportował też organy do przeszczepów.

Opozycja grzmi. "Nie może być tak, że nikt nie ponosi odpowiedzialności"

Sprawa jest szeroko komentowana przez opozycję. Dziś konferencje na temat wydarzeń w Sarnowej Górze zorganizował Krzysztof Gawkowski i Wanda Nowicka. Dzisiaj po dwóch dniach nie ma winnych. Władza umywa ręce. Pan Wąsik i pan Szymczyk mówią, że nic się nie stało. My mówimy, że jednak coś się stało. Śmigłowiec mógł upaść w ludzi, którzy go obserwowali. Nie zostały zachowane zasady bezpieczeństwa - stwierdził Gawkowski.

Zdaniem posła karę za toc co się wydarzyło podczas pikniku, powinny ponieść osoby, które podjęły decyzję o uczestnictwie Black Hawka w pikniku. Nie ma dzisiaj zgody na to, żeby pan Szymczyk i wiceszef MSWiA chowali głowy w piasek. Zgłaszamy wniosek do prokuratury, która powinna wyjaśnić, który z panów podejmował decyzję w sprawie występów i lotu śmigłowca Black Hawk. Pan Szymczyk i pan Wąsik powinni zostać rozliczeni przez prokuraturę i sądy. Decyzje powinny zostać sprawdzone. Nie może być tak, że nikt nie ponosi odpowiedzialności - zaznaczył i dodał, że "PiS nie będzie miało żadnych skrupułów, żeby wykorzystywać władzę, armię, zasoby ministerstw, nielegalne finansowanie kampanii z budżetu państwa do tego, żeby za wszelką cenę wygrać te wybory".

Sprawę skomentował też były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, teraz poseł Koalicji Obywatelskiej.

"Zasady są po to, aby ich przestrzegać. Minimalna wysokość lotu nad terenem to 150 m. Nie słyszałem, żeby linie energetyczne na Mazowszu były tak wysokie" - napisał przedwczoraj na platformie X Maciej Lasek. Lasek powtórzył to w Sejmie na wspólnej konferencji z Marcinem Kierwińskim. 

Piloci śmigłowca złamali elementarne zasady - mówił. Przepisy w tej sprawie są bardzo konkretne. [...] Taki pokaz, który nie jest imprezą masową należy zgłosić do prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego 14 dni przed - podkreślił Lasek.

Opracowanie: