To były partner zastrzelonej kobiety jest sprawcą czwartkowej strzelaniny w Szczecinie, w której zginęły trzy osoby. Późnym popołudniem policję wezwano na jedno z osiedli. Mieszkańcy alarmowali, że słyszeli strzały. Funkcjonariusze po wyważeniu drzwi w jednym z mieszkań znaleźli wewnątrz trzy ciała - kobiety i dwóch mężczyzn.

Napastnik był partnerem kobiety, jednak para rozstała się kilka lat temu - ustalił reporter RMF FM. Kobieta na nowo ułożyła sobie życie z innym mężczyzną. 

Kobieta zadzwoniła na numer alarmowy

Wczoraj kobieta zadzwoniła na numer alarmowy, twierdząc, że czuje się zagrożona. Na jej osiedlu chwilę później zjawił się patrol policji. Jeszcze przed przyjazdem funkcjonariuszy w mieszkaniu rozegrała się tragedia.

Gdy funkcjonariusze podeszli pod zamknięte mieszkanie, usłyszeli już tylko jeden strzał i nastała cisza. Po wyważeniu drzwi wewnątrz natrafili na trzy ciała. Według naszych nieoficjalnych informacji, zabici to dwaj mężczyźni i kobieta. Nieoficjalnie wiadomo, że druga z ofiar to obecny partner kobiety, a trzecia to sprawca, który popełnił samobójstwo.

Jak się dowiedział dziennikarz RMF FM, sprawca używał broni czarnoprochowej, na którą nie trzeba mieć zezwolenia.

Strzały w Szczecinie. "Słychać było na pół dzielnicy"

Przy ulicy Kasjopei znajdują się niewysokie domy wielorodzinne. Mieszkańcy osiedla, z którymi rozmawiała PAP podkreślali, że okolica jest bardzo spokojna.

Pan Stanisław wraz z partnerką Elżbietą wrócili ok. godz. 18, ale policja zabroniła mieszkańcom wejść na osiedle. Słyszeliśmy strzały, to było głośne - słychać było na pół dzielnicy. Później to się uspokoiło, potem weszli antyterroryści i było słychać kilkanaście strzałów, po czym wszystko ucichło - opowiadał pan Stanisław. Dodał, że w lokalu mieszkało dobrze sytuowane małżeństwo.

Jak podaje Onet, według jednej z rozpatrywanych wersji, napastnik miał wejść do mieszkania od strony ogródka. Zobaczyłem, że na balkonie pobliskiego budynku stoi ktoś ubrany na czarno — opowiadał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" świadek. W ręce miał pistolet. Strzelał z niego w kierunku mieszkania - relacjonował. 

Byłem w domu i raczej zazwyczaj słychać, jeśli ktoś się kręci od strony balkonów. A ja nie słyszałem nic. Dopiero serię huków. Początkowo wydawało mi się, że ktoś może strzela petardami. Później zobaczyłem smużkę dymu unoszącą się nad ogrodzeniem, ktoś z sąsiadów krzyknął, że trzeba zadzwonić po policję. W tamtym mieszkaniu opuściły się rolety i po chwili zapadła cisza — mówi w rozmowie z Onetem jeden z najbliższych sąsiadów pary, w której mieszkaniu doszło do tragedii. 

Inni sąsiedzi twierdzą, że para nie utrzymywała bliższych kontaktów z okolicznymi mieszkańcami. Według relacji Onetu, miała pojawiać się przy ul. Kasjopei tylko od czasu do czasu. Oboje koło 50. Zadbani. Sąsiadka zawsze chodziła na wysokich obcasach - twierdzi jeden z mieszkańców. Inni podkreślają, że w mieszkaniu nie było kłótni czy awantur. 

Opracowanie: