"Wiosna nie tylko w Bieszczadach, ale w całej przyrodzie, w lesie - potrafi człowieka zachwycić każdym swoim szczegółem. Niesamowity hałas, wywołany przez ptaki w tym czasie, jest rzadko spotykany. Po prostu nie można zebrać myśli. Co najpiękniejsze, to wiemy już, że wyszły nowonarodzone niedźwiadki" - tak o przyrodzie budzącej się do życia po zimie w Bieszczadach opowiadał w internetowym Radiu RMF24 najsłynniejszy bieszczadzki leśnik z Nadleśnictwa Baligród - Kazimierz Nóżka.

Leśnik był gościem specjalnego świątecznego programu w wielkanocny poniedziałek, w którym zabraliśmy słuchaczy w dzikie i naturalne miejsca. Kazimierz Nóżka jest znany między innymi z nagrań, na których pokazywał dwa bieszczadzkie niedźwiedzie - Grzegorza i Leszka. One gdzieś tam są w bieszczadzkiej przepastnej puszczy. Grzesiu i Lesiu to są dwaj bracia. Teraz to już dorosłe niedźwiedzie. Przyszło na świat już kolejne pokolenie. Trzeba będzie wypatrzeć te niedźwiadki i może też nazwać jakiegoś ciekawym imieniem - mówi leśnik, z którym rozmawiał Krzysztof Urbaniak.

Wiosna w Bieszczadach

Wiosna nie tylko w Bieszczadach, ale w przyrodzie, w lesie potrafi człowieka zachwycić każdym swoim szczegółem. Niesamowity hałas, wywołany przez ptaki w tym czasie, jest rzadko spotykany. Po prostu nie można zebrać myśli. Nie można znaleźć chwili ciszy w lesie, bo ptaki się przekrzykują, śpiewają, zalecają się, więc dzieje się niesamowita rzecz w przyrodzie. Co najpiękniejsze, to wiemy już, że wyszły nowonarodzone niedźwiadki. Zaczynają kwitnąć przeróżne rośliny. Dla nas takim symptomem wiosny i najpiękniejszym kwiatem wiosennym jest śnieżyca wiosenna - opowiadał Nóżka. Wyjaśniał, że niektórzy mylą ją z przebiśniegami, a jest to kwiat najbardziej wyczekiwany, zwiastujący nadchodzącą wiosnę.

Bieszczadzkie niedźwiadki

Krzysztof Urbaniak zapytał gościa o słynne dwa bieszczadzkie niedźwiedzie - Grzegorza i Leszka, które kilka lat temu stały się gwiazdami internetu. One gdzieś tam są w bieszczadzkiej przepastnej puszczy. Grzesiu i Lesiu to są dwaj braciszkowie. To już dorosłe niedźwiedzie. Te bajki o Grzesiu i Lesiu trzeba już odłożyć. Przyszło na świat już kolejne pokolenie bieszczadzkich niedźwiadków. Trzeba będzie je wypatrywać i może nazwać jakiegoś ciekawym imieniem - przyznał leśnik. 

W tych lasach żyją niedźwiedzie i o tym musimy pamiętać. Oczywiście nie ma się co za bardzo straszyć, bo to nie jest tak, że za każdym rogiem czai się Grzesiu czy Lesiu i tylko czyha na turystę, żeby podrapać go w tyłek. Nie wchodźmy jednak w matecznik tam, gdzie niedźwiedzica w tej chwili opiekuje się maleńkimi pluszakami, nie podchodźmy z telefonem, z aparatem za blisko, żeby zrobić sobie selfie, zdjęcie, bo może dojść do nieszczęścia - apelował leśnik.

Wszyscy mówią, że niedźwiedzie jak się obudzą, to w okolicy Wielkanocy szukają łanów czosnku niedźwiedziego. Potrzeba im teraz jak najwięcej tych witamin po długim zimowym śnie. Czosnek to niesamowita moc. Kto skosztował kiedyś takiego czosnku zerwanego gdzieś z lasu, to wie, że to same witaminy i samo zdrowie - opowiadał Nóżka.

Czy łatwo w tych czasach natknąć się na dzikie zwierzę w Bieszczadach? Leśnik pracujący tam już ponad 40 lat zna każdą leśną ścieżkę i wie o tym najwięcej. Zwierzyna - tak jak ludzie - ma swoje drogi szybkiego ruchu. My mamy autostrady, a one też mają takie bardziej uczęszczane drogi. 

Jak się chce przemieścić z miejsca nocnego czy dziennego odpoczynku na nocne żerowanie, to musi tę swoją dróżkę, swoją ścieżkę przebyć, żeby ten dystans pokonać i stracić jak najmniej energii. Kiedy my oddajemy się nocnemu wypoczynkowi i zapadamy w sen, wtedy z lasu na przestrzenie otwarte wychodzi żerować zwierzyna. Wówczas ma spokój, ciszę i czuje się bezpiecznie - mówił Kazimierz Nóżka.

Bieszczady - najpiękniejsze miejsce do pracy i odpoczynku

Wilki, rysie, niedźwiedzie - to jest ta grupa zwierząt budząca wręcz zachwyt. Trzeba tak to wszystko poukładać w tym naszym lesie, by wiedzieć o tym, że najważniejsze jest dobro tej zwierzyny, ale również musimy traktować to jako miejsce naszej pracy. 

Pracują też pracownicy zakładów usług leśnych, którzy zarabiają w tym lesie na chleb i na utrzymanie rodzin. Wszystko trzeba robić z głową, w zgodzie z porami roku, żeby nie wchodzić sobie za bardzo w drogę i mieć szacunek dla tej przyrody.

Tu gdzie pracuję, wielu ludzi chce przyjeżdżać na odpoczynek. Marzy o takim wyjeździe, o wspaniałym odpoczynku. Ja to mam każdego dnia. I tak przez 40 lat. Najgorsze jest to, że to się nie nudzi - przyznał najsłynniejszy bieszczadzki leśnik.

Kazimierz Nóżka zachęca turystów do odwiedzin w Bieszczadach. Przyjeżdżajcie do gminy Solina, do gminy Baligród. W Solinie przejedziecie się koleją. Wciąż warto zobaczyć z góry jak piękne są Bieszczady. Widać taflę jeziora, widać połoniny, widać góry i lasy, doliny, a może gdzieś jeszcze na łące będą żubry?

Warto zajrzeć do bieszczadzkich dolin, do doliny Łopienki, doliny Rabskiego Potoku. Dolina Łopienki to wyjątkowa, wspaniała ścieżka spacerowa. Wspaniały Pan Józef na wypale, wspaniała wiata, no i wspaniała, odrestaurowana, murowana cerkiew grekokatolicka. Nie ma tam ludzi, nie ma tam domów, nie ma tam zasięgu - zdradzał Nóżka

Do pięknej, białej, grekokatolickiej cerkwi można przyjść o każdej porze, bo otwarta jest 24 godziny na dobę przez cały rok. Wędrują do niej ludzie wierzący oraz niewierzący. Tam najlepiej można poczuć ducha bieszczadzkich opowieści. 

A jak się zajedzie do Józia, to może niektórych zainteresuje ten dziwaczny mit bieszczadzkich wypalaczy węgla. Poprosić, wejść, uścisnąć rękę i opowie na pewno ciekawą legendę wypałową... Jak powstaje węgiel drzewny, opowie jak żyje się w budzie czy w baraku, gdzie nie ma prądu, światła, energii, internetu, telewizji, radia. Nie ma nic. Józek jest jedynym mieszkańcem doliny. Jak mówi, jest tam sołtysem, prezydentem, kościelnym, księgowym, naczelnikiem. Jest wodzem całej wsi - opowiadał leśnik.

Szewc bez butów chodzi, a leśnik nie ma czym napalić w piecu

Ja przez 8 lat mieszkałem z dala od wsi w leśniczówce pod lasem. Zimy były wtedy takie prawdziwe. Wyobraźcie sobie, że będąc leśnikiem, mając dostęp do drewna, do opału, zabrakło w ową zimę drewna leśniczemu do opalania pieców, które znajdowały się w leśniczówce. Piec nie był jeden. Była kuchnia, a do tego cztery piece, cztery pomieszczenia. Do tego trzeba było sporo drewna. Taka zima mnie zaskoczyła. Zabrakło mi drewna. Żona była niepocieszona - wspominał Nóżka.

Jak zaznaczał - ludzie rzucają wszystko, wyjeżdżają w Bieszczady, a później mierzą się ze zderzeniem wyobrażeń z rzeczywistością. Za dużo jest tych ludzi, którzy chcą wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady. Tutaj też nie ma aż takiej potężnej przestrzeni, żeby mi tutaj pół Krakowa i Warszawy przyjechało. Pracujcie tam, zarabiajcie pieniążki, przyjeżdżajcie tutaj na 2-3 tygodnie. Tu je wydajcie i wracajcie, bo tam będzie wam najlepiej, gdzie mieszkacie. Patrzę na te domki, które powstają, które budują ludzie z Polski. Wszystko jest dobrze, jak jest sucho, ładnie, pięknie, słonecznie. Ale ta zima ostatnio nas oszczędza. Przyjdzie zima, jak w 1979 roku i będzie płacz i marudzenie - przewiduje Nóżka.

Bieszczadzka magia ciągle działa

Leśnik przypomniał też, że idąc na samotną wędrówkę, trzeba pamiętać o odpowiednim ubraniu. W górach bardzo szybko zmieniają się warunki pogodowe, a do tego wchodzimy w strefy występowania dużych, dzikich zwierząt. Ani wilki, ani rysie nie są dla człowieka groźne, ale niedźwiedź może zrobić nam krzywdę. Może nas przestraszyć stado żubrów, które gdzieś tam spłoszone ruszy w dół bieszczadzkiego stoku i zrobi tak niesamowity hałas, że skóra cierpnie. Są też kleszcze. Nie wszyscy jeszcze podobno w Polsce spotkali salamandrę. To mnie bardzo dziwi, bo ja kiedyś idąc do lasu jak zacząłem liczyć to w ciągu jednego wyjścia naliczyłem 75 sztuk. Pamiętajmy, nie bierzmy ich do ręki, bo one mają gruczoły z trującą substancją na policzkach. Więc nie całujemy, nie przytulamy, bo można się lekko podtruć zaznaczał Kazimierz Nóżka.

Cały czas gdzieś jeszcze w narodzie tkwi ten mit Bieszczadów. Po przyjeździe niektórzy są rozczarowani, że za dużo ludzi, bo wszyscy gdzieś tam mają te przekazy, że to najdziksze jeszcze tereny w Polsce. Oczywiście są takie miejsca w Bieszczadach, takie enklawy, takie tereny, gdzie można iść trzy dni z plecakiem i nie spotkać żadnego żywego człowieka. Można spotkać żubry, jelenie, dziki czy niedźwiedzia, a człowieka nie. No i ci ludzie idą tam właśnie w kolejce na Tarnicę, a nie wiedzą, że jest jeszcze tyle nieodkrytego terenu. 

Można iść szlakiem starych, dawnych, nieistniejących, przedwojennych wsi, gdzie jeszcze są oznaki tego, że kiedyś mieszkali tu ludzie, też kiedyś uprawiali pola na wzniesieniach. Znajdziecie te miejsca na mapie. Są jeszcze piwnice, są zarysy fundamentów, są ruiny murowanych cerkwi. To wszystko jeszcze tkwi w tym krajobrazie - przypominał bieszczadzki leśnik.

 




Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: