Na zachód i południe Polski dotarła około jedna trzecia bocianów - szacują ornitolodzy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, którzy wspólnie z grupą Silesiana obserwują wędrówki tych ptaków. "Bocianie powroty, tak jak przychodząca wiosna, są rozwleczone w czasie. Czeka nas więc mocno rozciągnięty sezon lęgowy" - mówi prof. Piotr Tryjanowski z UP.

Śledzenie przylotów ptaków jest możliwe dzięki nadajnikom GPS.

Wczoraj pierwszy ptak z nadajnikiem zameldował się koło Gliwic, kolejny ma jeszcze ok. 100 km,  powinien dotrzeć dzisiaj. "To ciekawy przypadek, bo na trzy dni zatrzymał się na Ukrainie. Kolejne ptaki są w Izraelu i Egipcie, przed nimi dwa tygodnie wędrówki, ale mamy jeszcze osobniki nawet w Sudanie. To trzy stare ptaki i doprawdy nie wiemy, dlaczego przemieszczają się tak wolno" - zastanawiają się ornitolodzy.

Z analizy obrączek, zakładanych przez przyrodników z Poznania wspólnie z grupą SILESIANA pod czujnym okiem Joachima Siekiery, wiadomo, że jako pierwsze docierają do Polski starsze, bardziej doświadczone ptaki, zwłaszcza samce. I takie osobniki najlepiej znoszą zmiany w pogodzie: deszcz, przymrozki, a nawet powrót śniegu.

Niektóre bociany są już z nami, a inne są jeszcze dość daleko. Zatem czeka nas mocno rozciągnięty sezon lęgowy bocianów. Będzie to wielkie wyzwanie i dla samych ptaków, i dla nas badaczy, bo przecież znacznie łatwiej kontrolować gniazda, przyjeżdżać obrączkować młode, gdy można to zrobić w krótszym okresie, a tak musimy już planować pewne modyfikacje planów badawczych" - wyjaśnia prof. Piotr Tryjanowski.