​Stan zdrowia kobiety pokrzywdzonej w wybuchu paczki w Siecieborzycach w Lubuskiem nie pozwala na przesłuchanie jej przez śledczych - informuje reporter RMF FM.

Trwają przesłuchania świadków oraz zbieranie opinii biegłych. Część z nich dotarła już do prokuratury.

Prokuratura czeka jeszcze na opinię w sprawie zabezpieczonych śladów z miejsca wybuchu. 

Jeśli chodzi o przesłuchanie 31-letniej poszkodowanej, nie ma zgody lekarza prowadzącego. Kobieta nie przebywa już na OIOM-ie, ale nawet biegli nie mogą z nią porozmawiać. 

Kobieta została wybudzona ze śpiączki, widzi, jednak czeka ją jeszcze wiele badań.

Co wydarzyło się w Siecieborzycach?

Do wybuchu doszło 19 grudnia. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że paczkę ktoś zostawił przed domem, a jeden z domowników wniósł ją do środka. Do wybuchu doszło prawdopodobnie podczas otwierania pakunku.

Najcięższe obrażenia odniosła matka dzieci, którą do szpitala przetransportowano śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W jej ciało wbiło się wiele metalowych odłamków. Kobieta była operowana przez 8 godzin, lekarze amputowali jej dłoń.

Poważną operację przeszła również jej 7-letnia córka. Dziewczynka trafiła do szpitala z otwartymi złamaniami prawej ręki oraz wieloma ranami od odłamków. 3-letni synek jest po zabiegu usunięcia wielu odłamków, które poraniły mu plecy.

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz powiedziała po świętach, że śledczy mają nadzieję na przełom w sprawie wybuchu w Siecieborzycach w ciągu najbliższych tygodni. Prowadzone są intensywne czynności, zlecone ekspertyzy - powiedziała prokurator Antonowicz. Liczymy, że w najbliższych tygodniach doprowadzi to do sprawcy lub sprawców - dodała.

Sprawa budzi wiele pytań. Dom, przed którym zostawiono przesyłkę, oddalony jest od innych budynków - stoi na uboczu i ktoś musiał dojechać do drzwi, by podłożyć paczkę. Ponadto, z domownikami nie mieszkał ojciec dzieci, ale śledczy nie chcą poinformować, jaki był powód jego nieobecności.

Opracowanie: