"Państwo potraktowało nas wyjątkowo przedmiotowo" - mówi RMF FM Ewelina Daniec. To córka mężczyzny, który przez zaniechanie policji został bez wiedzy rodziny pochowany w Austrii. Ponad półtora miesiąca temu, po ujawnieniu przez nas tego skandalu, delegacja policji udała się do domu zmarłego. Przeprosiła i zaproponowała pomoc, która od tamtej pory nie dotarła. Rodzina na własny koszt sprowadziła już prochy zmarłego do kraju.

Polak pochowany w Austrii bez wiedzy rodziny. Córka zmarłego o policji: Zero skruchy

Rodzina zmarłego mężczyzny domaga się zwrotu kosztów pochówku, który odbył się w Austrii bez ich wiedzy, a także zwrotu kosztów wydobycia szczątków z grobu. 

11 października mężczyzna został ponownie pochowany, tym razem przez swoich bliskich w Polsce. To kwoty idące w dziesiątki tysięcy złotych. 

Dodatkowo bliscy zmarłego pana Mariusza chcą zadośćuczynienia. Nie przystali na propozycję policji złożoną podczas spotkania u nich w domu, w Małopolsce.

Jak informowaliśmy na początku września, pismo zostało napisane w imieniu żony zmarłego, która z uwagi na trudną sytuację materialną w tym dokumencie prosi policję o udzielenie pomocy finansowej. Nie ma tam słowa o zaniedbaniu Komendy Głównej Policji ani o zadośćuczynieniu.

To była jedynie prośba o zapomogę - tłumaczyła Ewelina Daniec.

Nie było żadnej wzmianki o tym, że państwo "zawaliło" i oni powinni ponieść za to koszty. Jeśli nam zapłacą, to kończymy sprawę - powiedziała w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztofem Zasadą.

Jedyna odpowiedź komendy głównej uzyskana przez rodzinę to ta, że "sprawą zajmuje się dział prawny". Według córki zmarłego czas na reakcję już minął. Zapowiada, że rodzina będzie przed sądem domagać się zwrotu kosztów i zadośćuczynienia.

Potraktowali nas tak mocno przedmiotowo, że to się w głowie nie mieści. Zero jakichkolwiek uczuć, zero jakiejkolwiek skruchy. Państwo tutaj "zawaliło", powinni za to ponieść konsekwencje, a oni się w ogóle do tego nie poczuwają - mówiła nam rozżalona pani Ewelina, córka zmarłego w Austrii mężczyzny.   

Dziennikarz RMF FM wciąż czeka na komentarz Komendy Głównej Policji w tej sprawie. Do tematu będziemy wracać.

Policja nie poinformowała bliskich o śmierci Polaka w Austrii

Pan Mariusz, mieszkaniec małopolskiego powiatu bocheńskiego, w maju wyjechał do pracy do Wiednia. Kiedy po kilku dniach przestał się odzywać, zaniepokojona rodzina zgłosiła jego zaginięcie na policję. Rozpoczęły się poszukiwania.

Mężczyzna zmarł 24 maja w wyniku wylewu. Komenda Główna Policji otrzymała informację o śmierci Polaka w Austrii 22 czerwca, ale nie powiadomiła od razu rodziny; zrobiła to dopiero 10 sierpnia.

Austriacy, nie wiedząc, czy rodzina chce ściągnąć ciało zmarłego do Polski, pochowali naszego rodaka na swój koszt.

O szczegółach pochówku rodzina dowiedziała się na własną rękę, bo - jak mówi pani Ewelina - "policja nie była w stanie tego ustalić".

Weszliśmy na taką stronę austriacką, gdzie wystarczy tylko wpisać PESEL. Wpisaliśmy PESEL taty i wyskoczyła nam data i miejsce pochówku, dokładna alejka i numer grobu. Wszystkiego dowiedzieliśmy się sami - relacjonowała w rozmowie z dziennikarzem RMF FM.

Gdybyśmy dowiedzieli się wcześniej, to tata byłby już z nami, zostałby pochowany godnie, moglibyśmy przy tym uczestniczyć. Ktoś pochował go bez naszej zgody, kilkaset kilometrów od nas. To jest chore - podkreślała po ujawnieniu przez nas całej sprawy.

Rodzina zmarłego pana Mariusza musiała zmagać się nie tylko z bólem po stracie bliskiej osoby, ale także z problemami związanymi ze sprowadzeniem zwłok do Polski.

Ustaliliśmy, że podpisujemy umowę z firmą pogrzebową w Austrii, która obsługuje tatę - od razu go kremuje, dostajemy pozwolenie i jedziemy po urnę. Dostaliśmy jednak wiadomość, że nie wydadzą (zwłok) taty, dopóki nie zapłacimy 4 tys. euro za pochówek - mówiła we wrześniu pani Ewelina.

Kobieta powiedziała wówczas dziennikarzowi RMF FM, że polska policja stwierdziła, iż informacja o śmierci pana Mariusza "gdzieś tam utkwiła". Funkcjonariusze - jak przekazała - wskazywali na niedokładny przepływ informacji.

Ja tego nie przyjmuję. To jest po prostu coś żałosnego, to jest niedopuszczalne tłumaczenie z ich strony. Mogliby zamilknąć, a nie głupio się tłumaczyć - komentowała pani Ewelina.

Opracowanie: