Brutalnie zamordowane 41-letnia Katarzyna O. i jej dwie kilkuletnie córeczki zostały pochowane na cmentarzu komunalnym w tarnowskiej dzielnicy Klikowa. Do makabrycznej zbrodni, która wstrząsnęła Polską, doszło tydzień temu, w nocy z czwartku na piątek.

Msza święta pogrzebowa została odprawiona w kaplicy cmentarnej w Klikowej. W ceremonii uczestniczyli m.in. kapłani z tych parafii, z którymi była związana zamordowana 41-latka - Chrystusa Dobrego Pasterza w Tarnowie, przy której Katarzyna O. wychowywała się, a także kościoła Trójcy Przenajświętszej z dzielnicy Zabłocie, gdzie później mieszkała z dwójką córek i mężem.

W mszy uczestniczyły pracownice jednego z tarnowskich przedszkoli, gdzie pracowała 41-latka i do którego uczęszczały jej córeczki. Na pogrzeb przyszło również wielu mieszkańców Tarnowa.

Katarzynę O. i jej dwójkę dzieci zamordował Tomasz O., który później popełnił samobójstwo.

"Cisza stała się naszym komentarzem"

Jak powiedział na początku mszy ksiądz odprawiający nabożeństwo, cytowany przez Fakt.pl, 41-letnia kobieta i jej dwie córeczki "poniosły męczeńską śmierć, chcemy opanować żal i łzy". Podkreślił, że to "ogromny i okrutny dramat, który przekracza wszelkie wyobrażenia, poruszył całe społeczeństwo, a rodzinę zdruzgotał".

Rodzi się ogrom pytań. Co się tam wydarzyło? Jak mogło do tego dojść? Czy można było temu zapobiec? Gdzie w tym wszystkim był Bóg? I jak teraz żyć? Żadne słowa nie przyniosą tu ukojenia, można jedynie pozwolić, by cisza stała się naszym komentarzem - mówił kapłan podczas kazania.

Jak podał Fakt.pl, urny z prochami 41-latki i jej córeczek zostały złożone w grobie dziadka dziewczynek.

Tzw. rozszerzone samobójstwo

W miniony piątek w domu jednorodzinnym przy ul. św. Marcina w Tarnowie znaleziono ciała czterech osób - małżeństwa 41-letniej Katarzyny O. i 43-letniego Tomasza O. oraz ich dwóch córek, 3- i 6-letniej. Kobieta i dzieci miały rany kłute i podcięte gardła. Mężczyzna znajdował się w innym pomieszczeniu, na piętrze budynku. Ratownicy medyczni próbowali go jeszcze reanimować, ale bezskutecznie. On też miał ranę na gardle.

W mieszkaniu nie stwierdzono śladów włamania ani plądrowania, dlatego motyw rabunkowy według prokuratury należałoby raczej wykluczyć. Wszystkie okoliczności zdają się wskazywać, że do tej rodzinnej tragedii bezpośrednio nie przyczyniły się osoby trzecie, spoza kręgu tej rodziny - powiedział w poniedziałek prok. Mieczysław Sienicki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie. Dodał wówczas, że prokuratura nie wyklucza na obecnym etapie śledztwa żadnej z hipotez i bierze pod uwagę możliwość tzw. rozszerzonego samobójstwa.

Sąsiedzi w czwartek wieczorem słyszeli awanturę

Do zbrodni doszło najprawdopodobniej w piątek rano lub nawet w nocy, na co wskazuje kilka czynników, m.in. to, że dzieci były w piżamach. Sąsiedzi mieli słyszeć dzień wcześniej, czyli w czwartek wieczorem poważną awanturę, kłótnie i krzyki.

Kilka dni przed zbrodnią, w poniedziałek 17 października, kobieta złożyła pozew o rozwód.

W rodzinie była prowadzona procedura niebieskiej karty. Grupa robocza podjęła wszelkie działania i czynności i zostały one w pełni dopełnione - powiedziała reporterowi RMF24 Dorota Krakowska, dyrektor Centrum Usług Społecznych w Tarnowie. Urzędnicy, ze względu na postępowanie prowadzone przez policję i prokuraturę, nie ujawniają, kiedy wniosek o założenie niebieskiej karty do nich wpłynął.