Ekipom koncernu BP i ekspertom rządowym udało się chwilowo zatamować wyciek ropy naftowej do Zatoki Meksykańskiej - informują przedstawiciele władz amerykańskich. Ponadto prezydent Barack Obama zapowiedział zamrożenie na 6 miesięcy wydawania dalszych pozwoleń na wiercenia naftowe w Zatoce Meksykańskiej.

Inżynierowie z BP podjęli próbę powstrzymania wycieku ropy metodą "top kill". Polega ona na wpompowaniu w rejon głowicy przeciwerupcyjnej w szybie naftowym, gdzie nastąpił wyciek, specjalnych substancji przypominających muł, a potem cementu, które trwale zatkają nieszczelność w szybie.

Jak powiedział dowódca amerykańskiej Straży Przybrzeżnej, admirał Thad Allen, ekipy ratunkowe "przynajmniej tymczasowo" zatamowały wyciek. Telewizja Fox News podała początkowo, że operacja "zakończyła się sukcesem", ale potem rząd federalny sprostował tę wiadomość, informując, że chodzi o chwilowe powstrzymanie wycieku.

Dalsze prace trwają. Zacementowanie nieszczelności w szybie będzie możliwe dopiero, gdy ciśnienie ropy spadnie do zera.

Jak podał "Los Angeles Times", Allen zapowiedział też, że międzyresortowa komisja ogłosi wieczorem skorygowane szacunki, ile ropy wydostało się z uszkodzonego szybu do zatoki. Straż Przybrzeżna podała najpierw, że dziennie do morza wypływa 5000 baryłek ropy, ale niezależni eksperci twierdzą, że wycieka jej dużo więcej - być może dziesiątki tysięcy baryłek dziennie.

Eksperci rządowi przyznali, że wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej jest największą tego rodzaju katastrofą ekologiczną w historii USA. Do zatoki wypłynęło już więcej ropy, niż w czasie katastrofy tankowca Exxon Valdez w pobliżu Alaski w 1989 r. - być może nawet dwa razy więcej.

Wiadomo już, że do katastrofy doprowadziły zaniedbania środków bezpieczeństwa przez BP. Przymykała na nie oczy rządowa agencja MMS, odpowiedzialna za nadzór nad wierceniami.