Od wczoraj wiele osób twierdzi, że sondaże są złe. To nieprawda - źle robione są złe, dobrze przeprowadzonym można ufać. Agnieszka Witkowicz, która przez cały wieczór wyborczy RMF FM śledziła wyborczą numerologię, przyjrzała się metodologii poszczególnych badań. Okazało się, że przy szacowaniu wyniku wyborów sprawdzają się tradycyjne sondaże. Te prowadzone przez telefon rozmijają się z prawdą.

Błędne sondaże pokazywały, że różnica między kandydatami wynosi kilkanaście punktów. W rzeczywistości po podliczeniu 94 procent głosów przez Państwową Komisję Wyborczą okazało się, że kandydatów dzielą tylko 4 punkty procentowe.

Skąd ta zafałszowana rzeczywistość?

Wyborcze sondaże telefoniczne to nie metoda na Polskie warunki. Choć za granicą są stosowane z powodzeniem, u nas poniosły klęskę. Głównie dlatego, że w Polsce jednak nie wszyscy mają telefon. Te wyniki może nie były odległe od prawdy, ale to były wyniki nie dotyczące całego polskiego społeczeństwa, tylko tej jego stelefonizowanej części. I w tej części społeczeństwa Bronisław Komorowski miał większe poparcie niż w calym społeczeństwie - tłumaczy socjolog i politolog z SWPS Mikołaj Cześnik. Jak zaznacza w grupie ludzi, którzy nie korzystają z telefonów jest znacznie więcej zwolenników Jarosława Kaczyńskiego. Przeprowadzający sondaże telefoniczne zupełnie nie wzięli tego pod uwagę.

Sondaż na odległość ma jeszcze jedną wadę. Respondenci znacznie częściej mijają się w nim z prawdą. Tu działa psychologia. Trudniej jest skłamać stojąc twarzą w twarz z ankieterem, od razu po wyjściu z lokalu, niż później po kilku godzinach w rozmowie telefonicznej. Dlatego badania tradycyjne mają mniejszy margines błędu.