"Uciąłem media od siebie na własne życzenie. Miałem milion telefonów, żebym się wypowiedział na temat tamtej mojej konferencji, ale ja uznałem, że to nie ma sensu w komentowaniu tego, co się wydarzyło. To, co miałem powiedzieć, już powiedziałem" - mówi Jerzy Janowicz w rozmowie ze specjalnym wysłannikiem portalu INTERIA.PL. Tomasz Dobieniecki rozmawiał z tenisistą w Paryżu, podczas wielkoszlemowego Roland Garros.

Tomasz Dobieniecki: Seria dziewięciu kolejnych przegranych meczów w sezonie może wpędzić w depresję, ale udało się ją panu przerwać tu w Roland Garros. Czy w związku z tym był to udany turniej?

Jerzy Janowicz: Na pewno tak, nie ma dwóch zdań. Nie tylko przerwałem złą passę tu w Paryżu, ale rozegrałem dwa bardzo dobre mecze. W trzecim (z Tsongą - przyp. red.) może wyszło mi trochę słabiej, bo nie mogłem się oswoić z nawierzchnią kortu im. Suzanne Lenglen, ale ogólnie występ był z mojej perspektywy udany. Powtórzyłem tu trzecią rundę sprzed roku, więc nie straciłem żadnych punktów w rankingu, ale najważniejsze jest to, ze moja gra wyraźnie się poprawia i forma zaczyna się stabilizować.

TU ZNAJDZIESZ CAŁĄ ROZMOWĘ Z JERZYM JANOWICZEM 

W Paryżu była poprzednio tylko trzecia runda, ale za trzy tygodnie w Wimbledonie będzie pan bronił aż 900 punktów za półfinał. Czy czuje pan z tego powodu dużą presję?

Nie, staram się o tym wszystkim nie myśleć. Nie obchodzi mnie to, czy za chwilę spadnę pod koniec pierwszej setki, czy tuż za nią. Staram się skupiać po prostu się na swojej grze, na ulepszaniu mojego tenisa, bo to się przełoży na konkretne wyniki w kolejnych tygodniach, czy miesiącach. Nawet jeśli zdarzy mi się niedługo spadek w rankingu, to pewnie na chwilę, bo wiem, że z moją grą szybko powinienem wrócić do czołowej 50-tki, czy 30-tki. Wszystko jest kwestią czasu, cierpliwości i wytrwałości.

Słysząc rozmowy kolegów, dziennikarzy tenisowych, mam wrażenie, że się pana boją. A już na pewno boją się zadawać pytania na konferencjach, czy tym bardziej namawiać na wywiad.

Tak? Myślę, że zupełnie niepotrzebnie.

To chyba ewidentny skutek pańskiego wystąpienia na konferencji prasowej podczas Pucharu Davisa i krytyki postawy mediów wobec pana?


Szczerze mówiąc aktualnie uciąłem media od siebie na własne życzenie. Miałem milion telefonów, żebym się wypowiedział na temat tamtej mojej konferencji, ale ja uznałem, że to nie ma sensu w komentowaniu tego, co się wydarzyło. To, co miałem powiedzieć, już powiedziałem. Dla mnie to jest temat zamknięty, a jeżeli chcecie pisać, to piszcie, co uznacie za słuszne. Ja to, co miałem do powiedzenia, powiedziałem już na konferencji. Dlatego na własne życzenie uciąłem kontakty z mediami, bo chciałem się skupić na tym, co jest najważniejsze, czyli na turniejach. Chciałem się do nich przygotować, bo wiedziałem, że lada moment będą Wielkie Szlemy i to na ten moment jest dla mnie najważniejsze.

Czy jednostka podchodząca tak emocjonalnie, jak pan, jest w stanie poradzić sobie z krytyką? Czy może już udało się panu jakoś uodpornić na nią?

Tak, jestem osobą emocjonalną, ale tak naprawdę mam silny charakter i potrafię sobie, prędzej czy później, z jakimiś większymi problemami poradzić. Po prostu wiem, że przejmowanie się jakąś zewnętrzną krytyką, czy przejmowanie się krytyką ludzi, których nigdy nawet nie widziałem na oczy, jest kompletnie bez sensu. Nic mi to nie da, a będzie mi tylko odbierało siły i chęci do tego, co robię. Najważniejsze jest skupić się na tym, co robię i co uważam za słuszne.

Czy w dobie powszechnego dostępu do newsów można się tak kompletnie wyłączyć z obiegu?

Z własnego doświadczenia wiem, że da się.

Jak to zrobić?

Zwyczajnie, przez pół roku nikomu nie chciałem udzielać wywiadów i tyle. Samo z siebie to ucichło i byłem w stanie skupić się tylko i wyłącznie na sobie i na tenisie.

Czy na pewno ucichło? Sporo osób pamięta tamto zdarzenie, a patrząc na dziennikarzy widać wyraźnie, że podchodzą do pana z rezerwą.

To, co się stało podczas ostatniego spotkania w Pucharze Davisa, czyli dwa przegrane przeze mnie mecze z Chorwatami, to był wypadek przy pracy. Coś takiego może się zdarzyć każdemu, ale od razu pojawiła się krytyka. A nikt nie zauważył jakoś tego, że wcześniej wygrałem kolejnych dwanaście meczów w reprezentacji, czyli po dwa w sześciu ostatnich spotkaniach o Puchar Davisa. Wiadomo, że na korcie na Torwarze zostawiłem całe serce, czego dowodem były emocje, które doprowadziły do tego, co się stało podczas konferencji. Ale, jak już mówiłem, dla mnie ten temat jest już zamknięty i nie chcę do niego wracać.

Jest pan chyba raczej trudnym przeciwnikiem w życiu codziennym?

No ale nie szukam żadnej zaczepki (śmiech). Fakt, że mam mocny charakter i mówię zazwyczaj wprost i na głos to, co myślę. Jestem uparty i zawzięty, jeśli jestem do czegoś przekonany i widzę w czymś sens. Być może trudno jest mnie takiego wytrzymać, ale nic na to nie poradzę.

Czy taka postawa nie jest sposobem na podsycanie zainteresowania sobą?

Nie, we wszystkim co robię, jestem naturalny i szczery, po prostu zawsze jestem sobą. Jestem człowiekiem emocjonalnym, który nie kalkuluje, nie analizuje, a moje reakcje są naturalne. Takim samym człowiekiem jestem na korcie, jak i poza nim. Niczego nie udaję, po prostu zawsze jestem sobą. Nie robię też niczego pod publikę.

Ale mimo to, jest pan osobą budzącą spore zainteresowanie mediów. Czy czasem czyta pan co piszą dziennikarze, czy to co można znaleźć w internecie na temat Jerzego Janowicza?

Szczerze mówiąc, zupełnie mnie nie interesuje ani co się pisze na mój temat, ani gdzie, ani po co. Nie wchodzę od dawna na żadne portale społecznościowe, nie czytam żadnych newsów czy komentarzy na mój temat. Jeśli już włączam komputer to raczej po to, żeby włączyć jakąś fajną grę i pograć w nią, relaksując się przy tym.

Ale mimo to jest pan wciąż w centrum uwagi. Czy przyzwyczaił się pan już do tego?

Niby tak, ale tak naprawdę cały czas się tego jeszcze uczę. Powiem inaczej, media wciąż potrafią mnie zaskakiwać, szczególnie, kiedy z dnia na dzień potrafią zmienić stosunek do mnie o 180 stopni. Owszem, każdy ma prawo oceniać i mówić co chce, ale pod warunkiem, że nikogo nie obraża, ani nie wchodzi z butami w czyjeś życie osobiste.

Ale nie da się uniknąć tego, ze po wpisaniu w wyszukiwarkę pańskiego nazwiska będzie można przeczytać informacje o tym jak pan spędza wolny czas, z kim poszedł ostatnio do kina czy na kolację...

Właśnie dlatego staram się nie czytać informacji na swój temat. Proszę mi wierzyć, że jest to możliwe. Najważniejszy jest teraz dla mnie tenis i na nim się będę skupiał, a inne rzeczy schodzą na dalszy plan.

Ale tenis to praca, która polega nie tylko na grze, ale i wiąże się z obecnością w mediach, kontaktami z dziennikarzami na konferencjach prasowych...  

Jeśli w ten sposób wracamy do tamtej konferencji, to powtarzam: to, co miałem do powiedzenia, już powiedziałem wtedy. Temat jest dla mnie zamknięty.