Amerykańskie siły powietrzne rozpoczęły naloty na siły lądowe Muammara Kadafiego i jego obronę przeciwlotniczą. W operacji bierze udział 19 samolotów, w tym trzy bombowce B2. Wcześniej szef kolegium sztabów połączonych armii Stanów Zjednoczonych Mike Mullen oświadczył w wywiadzie dla NBC, że operacja w Libii doprowadziła do "znacznych postępów" w ciągu ostatnich godzin.

Naloty przeprowadziły "trzy samoloty B2 amerykańskiego lotnictwa, jak również samoloty F-15 i F-16 sił powietrznych oraz jeden samolot AV8-B piechoty morskiej - oświadczył rzecznik dowództwa sił zbrojnych USA na Afrykę Kenneth Fiedler. Celem bombowców były przede wszystkim obiekty lotnicze i systemy obrony przeciwlotniczej" - dodał rzecznik.

Jak podkreślił, żaden amerykański samolot nie ucierpiał w tej operacji.

Wcześniej szef kolegium sztabów połączonych armii Stanów Zjednoczonych Mike Mullen podkreślił, że interwencja powstrzymała siły lojalne wobec Muammara Kadafiego w Bengazi, a międzynarodowe uderzenia osłabiły libijską obronę przeciwlotniczą. Nie ma także oznak, aby libijskie lotnictwo znajdowało się w powietrzu.

Zwrócił uwagę, że nic nie wskazuje na to, by Kadafi zamierzał użyć broni chemicznej, a także nie ma doniesień o cywilnych ofiarach akcji. Jak zaznaczył, cele międzynarodowej operacji są ograniczone do realizacji rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ i nie należy do nich odsunięcie od władzy Kadafiego. Według Mullena Kadafi będzie jednak musiał podjąć decyzje dotyczące własnej przyszłości.