Marszałek Sejmu jako polityk partii rządzącej nie widzi potrzeby wprowadzania na terenach objętych powodzią stanu klęski żywiołowej. W 1997, kiedy był w opozycji, twierdził jednak, że stan wyjątkowy należało wprowadzić, mimo że zdaniem premiera - powódź była wówczas mniejsza i nie tak groźna.

Zdaniem Donalda Tuska ta powódź jest wyraźnie większa, groźniejsza niż ta z 1997 roku. Ani premier jednak, ani członkowie rządu, ani Bronisław Komorowski nie widzą potrzeby wprowadzania na objętych powodzią terenach stanu klęski żywiołowej. Przypominamy więc sejmowe wystąpienie Bronisława Komorowskiego z 16 lipca 1997. W debacie nad informacją rządu Włodzimierza Cimoszewicza na temat działań w sprawie "powodzi stulecia" ówczesny poseł opozycji nie miał wątpliwości.

Zobacz wystąpienie Bronisława Komorowskiego z 1997

Jeśli istnieją instrumenty prawne, które stwarzają przynajmniej szansę na to, że ludzie będą się czuli zabezpieczeni, że ktoś w sposób nadzwyczajny działa, a tego oczekiwano w Polsce, to należało z takich instrumentów skorzystać. Jeśli na dodatek stwarzają one realną szansę skuteczniejszego zarządzania niektórymi obszarami, tym bardziej należało z tego skorzystać. Nie wolno się bać prawa stworzonego w innych warunkach politycznych, do innych spraw powołanego - i diabeł może nosić cegłę na budowę kościoła. W moim przekonaniu nawet wprowadzenie godziny policyjnej mogło uchronić obszary objęte ewakuacją przed grabieżą, przed szabrunkiem.

Obecny marszałek Sejmu i kandydat partii rządzącej do prezydentury w 1997 zastanawiał się też, skąd niechęć rządzących wówczas polityków SLD do stosowania przepisów o stanach nadzwyczajnych.

Myślę, że to jest trochę tak, że z przepisów stanu wyjątkowego na pewno by wynikało jedno: wzięcie pełnej odpowiedzialności przez administrację państwową, rząd za to, co się dzieje na terenach objętych klęską powodzi.