Nieaktualne plany (albo ich kompletny brak) zagospodarowania gmin pozwalają na budowę domów na terenach zalewowych. Pewność o tym, czy miejsce, na którym zamierzamy postawić dom jest bezpieczny, będziemy mieli dopiero po wizycie w Regionalnych Zarządach Gospodarki Wodnej. Tam znajdziemy aktualne informacje dotyczące bezpieczeństwa wodnego danego terenu.

Opinia wydawana przez zarząd gospodarki wodnej dotycząca konkretnego miejsca nic nie kosztuje. W takim dokumencie znajdziemy dane dotyczące tego, jak w ciągu ostatnich 10 lat wyglądał teren pod względem bezpieczeństwa wodnego. W niektórych przypadkach są tam też z prognozy na najbliższych 100 lat.

Takie informacje, na przykład we wrocławskim zarządzie, wydawane są dla terenów leżących wzdłuż Nysy Kłodzkiej, Bobru, Bystrzycy, Kwisy i Odry do ujścia Nysy Kłodzkiej. Teren wzdłuż Nysy Łużyckiej właśnie jest opracowywany. Dokument, który dostaniemy w RZGW, jest jednak informacją tylko dla nas, dla inwestora.

Jeżeli tereny zalewowe nie są ujęte w planach zagospodarowania przestrzennego, budowy w teorii można zabronić. W praktyce wygląda to tak: urząd zakazuje, inwestor się odwołuje i wygrywa. W wielu przypadkach było tak, że samorządowe kolegia odwoławcze uchylały odmowę zgód na budowę z uwagi na to, że w planach miejscowych nie było wprowadzonych tych stref zagrożonych powodziami - mówi Stanisław Zięba, koordynator programu Odra 2006.

I właśnie brak przepisów zakazujących budowy w takich miejscach spowodował, że na polderach (czyli na terenach zalewowych) tylko w gminie Oława w ostatnich latach wybudowanych zostało kilka domów, które od tygodnia są zalane wodą.