Pat Walsh jest Irlandczykiem, pracownikiem firmy logistycznej z Dublina. Choć bardziej pasuje określenie - zawodowy kibic. Finały mistrzostw świata w Brazylii są jego dwudziestym wielkim turniej piłkarskim oglądanym na żywo.

Obejrzałem osiem finałów mistrzostw świata, siedem mistrzostw Europy, cztery Puchary Konfederacji i jeden turniej Copa America - wylicza. W Brazylii chce zobaczyć aż 27 spotkań. Finał na Soccer City w 2010 roku był moim 202. meczem w mistrzostwach świata. W RPA widziałem 31 z 32 finalistów. Cztery lata wcześniej w Niemczech udało mi się zobaczyć wszystkie startujące w turnieju drużyny. Jak dobrze pójdzie, na następnych mistrzostwach w Rosji zaliczę mecz numer 250 - prognozuje.

Najtrudniejszy będzie dla niego ten weekend, na który zaplanował... cztery mecze: w sobotę Urugwaj - Kostaryka w Fortalezie oraz Wybrzeże Kości Słoniowej - Japonia w Recife, a następnego dnia Szwajcaria - Ekwador w Brasilii oraz Argentyna - Bośnia i Hercegowina w Rio. Na pytanie, czy z racji dużych odległości jest to w ogóle wykonalne, odpowiedział: jeśli chodzi o mundial, to dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych.

Największym problemem Walsha jest zaledwie dwadzieścia dni urlopu w roku. Biorąc pod uwagę jego intensywny tryb życia, czyli ciągłe podróże, to stanowczo za mało.

Na szczęście mam wyrozumiałego szefa i kolegów w pracy. Ale i tak muszę brać nadgodziny, żeby uzyskać dodatkowe dni wolne na wyjazdy. Nie mam żony, więc przynajmniej jeden problem mi odpada... - dodał z uśmiechem.

Przygotowanie każdego wyjazdu kosztuje go mnóstwo pracy. Tego do Brazylii zajęło kilkaset godzin w ostatnim roku. Najtrudniej było znaleźć tanie przeloty. Niektóre wolałem rezerwować jeszcze przed losowaniem grup, nie wiedząc nawet kto z kim będzie grał - powiedział. Ponieważ odległości między miastami są duże, a bilety lotnicze drogie, wyjazd do Brazylii będzie go kosztował około 5 tys. funtów (w przybliżeniu 25 tys. zł).

Każdy turniej wymaga innego podejścia, w zależności od warunków komunikacyjnych w danym kraju. Podczas MŚ 2002 dwanaście razy płynąłem statkiem pomiędzy Japonią i Koreą. Dzięki temu zobaczyłem 25 meczów na wszystkich dwudziestu stadionach - wspomniał.

W czasie Euro 2008 spędził kilka nocy w pociągu relacji Zurych - Wiedeń. W RPA razem z innymi kibicami podróżował wynajętym samochodem, na zmianę z przelotami. W Stanach Zjednoczonych w 1994 roku miałem szalony okres. Przeleciałem ponad trzydzieści tysięcy mil. Na przykład w jednej ósmej finału: najpierw w Waszyngtonie obejrzałem spotkanie Hiszpanii ze Szwajcarią, w nocy poleciałem do Los Angeles na mecz Rumunii z Argentyną, a następnego dnia do Orlando, by zobaczyć jak Irlandia gra z Holandią. Zrobiłem wtedy interes życia, płacąc za nielimitowany miesięczny bilet w Delta Air tylko 400 dolarów! - podkreśla z satysfakcją.

Szczególne wspomnienia Walsh ma z Euro 2012. Nie tylko ja, ale wszyscy irlandzcy kibice, którzy zostali w Polsce fantastycznie przyjęci, mimo że chodzili bez przerwy pijani. Teraz język polski jest drugim najczęściej używanym w Irlandii. Ostatnio zauważyłem w Tallaght Shopping Centre w zachodnim Dublinie napis na skrzynce pocztowej po irlandzku, angielsku i po polsku. Może ten ostatni stał się już trzecim oficjalnym językiem w mojej ojczyźnie, a ja jeszcze o tym nic nie wiem? - żartuje.

Walsh jest nie tylko wytrwałym kibicem, ale od dziecka także kolekcjonerem pamiątek piłkarskich. Zbiera właściwie wszystko. Choć pewnie zaskoczy wielu stwierdzeniem, co w jego kolekcji jest najcenniejsze: Składy z meczów, jakie dziennikarze dostają w biurze prasowym! Te oryginalne, wydrukowane na papierze. Bywają i w wersji elektronicznej, ale nie mają dla mnie aż takiej wartości.

Na każdym z ostatnich turniejów Irlandczyk uzbierał około czterdziestu kilogramów różnych pamiątek piłkarskich. Zawsze przygotowywałem paczki i wysyłałem je pocztą do Dublina. Z Brazylii będę wracał liniami TAP, które mają limit bagażu aż 64 kilogramy, więc tym razem wyjątkowo zabiorę wszystko do samolotu - zapewnił.

Na pytanie, jakie ma jeszcze piłkarskie marzenia bez namysłu odpowiada: Zobaczyć reprezentację każdego kraju na świecie w meczu rozgrywanym na jej terytorium. I jeszcze jedno, chciałbym zarobić tyle pieniędzy, by wybudować muzeum piłkarskie, a za resztę do końca życia podróżować...

(MagK)