Prokuratorzy i policyjni technicy po 12 latach wracają pod dom, przed którym zamordowano szefa polskiej policji Marka Papałę - informuje "Dziennik Gazeta Prawna". Dotychczasowe śledztwo, uznane za największy blamaż w historii polskiej policji i prokuratury, będzie prowadzone całkowicie od nowa przez ekipę śledczych z Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi - twierdzi gazeta.

Choć to zaskakujące, dopiero teraz wyszło na jaw m.in., że przez 12 lat nikt nie sprawdził, do kogo mogła należeć krew, której ślady policjanci znaleźli w miejscu, w którym psy straciły trop uciekającego zabójcy generała. Śledczy z uporem badali, czy to krew samego Papały.

Gazeta dowiedziała się, że na mordercę śledczy typują ok. 20 gangsterów. Czeka ich mrówcza praca wykluczania jednego po drugim. W całej Polsce poszukują wyników badań krwi wytypowanych osób. Chcą je porównać z grupą krwi znalezionej na miejscu zabójstwa.

Śledczy chcieli też uzyskać billingi rozmów osób zamieszanych w mord. Jednak żaden z operatorów nie przechowuje tak starych zapisów. Dlatego prokuratorzy sprawdzają akta dawnych śledztw i procesów z lat 1997-1999, licząc, że znajdą tam billingi rozmów osób, których nazwiska pojawiły się w śledztwie w sprawie Papały. Do końca 2011 r. zaplanowaliśmy prawie 500 różnych czynności, od przesłuchań świadków, poprzez ekspertyzy i eksperymenty procesowe - powiedział gazecie prok. Jarosław Szubert, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi.