To był lot wojskowy, to widać czarno na białym - ucina spekulacje wokół charakteru podróży prezydenckiej delegacji do Smoleńska pułkownik Tomasz Pietrzak, były szef 36 lotniczego specpułku. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Mariuszem Piekarskim przytacza niezbite dowody.

To dwa dokumenty: nota dyplomatyczna informująca kraj docelowy o przylocie, tzw. claris, oraz plan lotu, na którym wśród kilkunastu punktów zawsze widniała informacja, że lot z głową państwa jest wojskowy. My piszemy military to jest pierwsza rzecz. I ten plan jest akceptowany przez wszystkich. Mieli czarno na białym napisane, jaki to jest rodzaj lotu. Nie ma teraz wątpliwości. To był wojskowy lot - zaznacza pułkownik Tomasz Pietrzak.

Po drugie, jak mówi, Rosjanie odbierając plan lotu, zaakceptowali fakt, że będzie to lot wojskowy. To samo mówi polski akredytowany przy MAK-u Edmund Klich. Powinno być przyjęte tak, jak w planie lotu. Jeśli Federacja Rosyjska uważała, że jest to lot cywilny, takiego planu lotu nie powinna przyjąć - podkreślał Klich.

Dlatego, że był to lot wojskowy strona rosyjska wydała zgodę na lądowanie na nieczynnym byłym lotnisku wojskowym i dlatego do obsługi wyznaczono wojskowych kontrolerów. Żaden cywilny samolot by tam nie wylądował - zaznacza płk Pietrzak. Żaden cywilny samolot nie poleci na takie lotnisko, gdzie jest wojskowa obsługa, która po pierwsze nie zna języka angielskiego, nie zna procedur i lotnisko nie jest w rejestrze cywilnym. Oni po prostu - moim zdaniem - chcą odsunąć od siebie odpowiedzialność - uważa.

Edmund Klich, polski przedstawiciel przy MAK-u oraz nasza prokuratura wojskowa twierdzą, że lot Tu-154 do Smoleńska z prezydentem na pokładzie był wojskowy. Z kolei minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller oraz Rosjanie upierają się , że cywilny. Sprawa jest istotna, bo dotyczy odpowiedzialności rosyjskich kontrolerów na lotnisku Siewiernyj.