10 kwietnia 2010 roku - sobota. Polska delegacja ma udać się do Katynia na uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Na pokładzie rządowego samolotu Tu-154 jest 96 osób: 89 członków delegacji do Katynia i 7 członków załogi. Samolot miał wylądować w Smoleńsku. Do celu jednak nie doleciał - rozbił się kilkaset metrów przed lotniskiem. To wydarzenie bez precedensu. Katastrofa smoleńska zmieniła wiele aspektów życia wielu Polaków. Na zawsze zmieniła też oblicze mediów.

Katastrofa smoleńska była jednym z najbardziej wymagających od dziennikarzy wydarzeń. Ekipa pracowała na pełnych obrotach przez kilkanaście godzin non stop. To z kolei pozwoliło przekazywać najnowsze informacje błyskawicznie, przez kilka kanałów jednocześnie. 

Do redakcji RMF FM informacje o rozbiciu się samolotu zaczęły napływać tuż po godzinie 9. Kilkanaście minut później, dokładnie o godzinie 9.26 polskie MSZ podało oficjalną wiadomość, że Tu-154 się rozbił.

Na antenie RMF FM informacja o rozbiciu się samolotu została podana tuż po serwisie informacyjnym. Dyżur pełniła wtedy Ewa Kwaśny, która pierwsze informacje podawała słuchaczom w postaci tzw. "breaków" - było to przerwanie normalnego programu i przekazanie najważniejszych informacji. Potem ten zabieg powtarzany był jeszcze kilka razy - za każdym razem, gdy udało się uzyskać nowe informacje.

Początkowo nie było wiadomo, kto dokładnie przebywał w prezydenckim samolocie, ani czy komukolwiek z pasażerów udało się przeżyć katastrofę. O godzinie 9.54 gubernator okręgu smoleńskiego podał wiadomość, że nikt nie przeżył. O godz. 10.00 nadany został pełny serwis z najnowszymi doniesieniami. To w nim podano pierwsze nazwiska pasażerów tupolewa. Wiadomo było więc, że na pokładzie znajdowały najważniejsze osoby w państwie, w tym prezydent Lech Kaczyński z żoną, były prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz wicemarszałkowie Sejmu i Senatu.

Stopniowo napływały również informacje z agencji prasowych, od reporterów i korespondentów - w Moskwie był wówczas specjalny wysłannik RMF FM, Przemysław Marzec. W Katyniu był z kolei kolejny reporter, Paweł Świąder. W Polsce informacje zbierali reporterzy lokalni.

Dzięki ich relacjom ogrom tragedii stawał się coraz bardziej przejrzysty. Przed godz. 11 informację o śmierci wszystkich pasażerów oficjalnie potwierdziło polskie MSZ.

W napływających z całego świata depeszach i relacjach panował chaos - zanim podano listę ofiar, pojawiały się tylko częściowe, niepełne dane. Informacje były jednak przez dziennikarzy uzupełniane i prostowane na bieżąco. W serwisie o godz. 10.30 kolejne nazwiska ofiar podał słuchaczom Tomasz Staniszewski. Ostatecznie te nazwiska pojawiały się na antenie wielokrotnie i były ciągle uzupełniane.

Przestano nadawać planowany program weekendowy i czas antenowy zajął właściwie jeden, nieprzerwany serwis.

"Dwie minuty po 11. To czarna, żałobna sobota w Polsce. To najtragiczniejszy dzień w historii Polski" - tak serwis po godz. 11 rozpoczął Bogdan Zalewski. "Fakty RMF FM" były nadawane non stop. Zmieniali się tylko serwisanci, a w samej redakcji - wydawcy.

Tragedia w relacji "minuta po minucie"

Na RMF 24 pierwsza informacja o tragedii pojawiła się o godz. 9.27. Znalazła się w niej informacja o śmierci prezydenta oraz jego krótka biografia. Później, na bieżąco pojawiały się uzupełnienia wiadomości i kolejne newsy. Ostatecznie później powstała relacja minuta po minucie, która pozwoliła usystematyzować dotychczasowe wiadomości o katastrofie.

Był to jeden z pierwszych momentów, w których pojawił się ten typ relacji. W ciągu całego dnia na RMF 24 pojawiło się ponad różnych 120 artykułów - część z nich to były biogramy tych, którzy zginęli. To pozwoliło stworzyć multimedialną listę ofiar, która oprócz krótkich informacji zawierała również zdjęcie. Poza tym na stronie pojawił się również odnośnik, który odsyłał do miejsca składania kondolencji.

Częścią tego, co można było wówczas znaleźć na stronie, były galerie zdjęć i filmy. Wśród nich były też amatorskie nagrania z chwil przed katastrofą. Dzięki temu internauci mogli być jeszcze bliżej wydarzeń w Rosji. Wszystko uzupełniały również relacje reporterów RMF FM i korespondentów.

"My też mamy emocje"

Wielu dziennikarzy jednak osobiście znała osoby, które zginęły w katastrofie. To były również trudne momenty dla dziennikarzy - mówić, pisać, relacjonować o tych, z którymi rozmawiali niedawno, a którzy zginęli w Smoleńsku. Obraz tego, jak wyglądało to z tej "drugiej strony" dał dziennikarz RMF FM Tomasz Skory. We wpisie na blogu, który pojawił się tydzień po tragicznych wydarzeniach napisał:  "Nie powinienem o nich pisać. To często intymne, osobiste przeżycia, zwykle skrywane za mniej lub bardziej potoczystym potokiem relacji, transmisji, newsów i publicystyki - tego czym się zajmujemy. Ale nie wspomnienie o nich też byłoby nie fair. My też mamy emocje."