Rząd nie może podpisać umowy ACTA, jeśli zapowiadane konsultacje społeczne mają mieć sens - uważa Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Takie konsultacje zapowiedział minister ds. cyfryzacji Michał Boni. Mają się odbyć w ciągu dwóch tygodni. Tymczasem na całym świecie trwa protest internautów przeciw umowie. Hakerzy blokują od weekendu także strony polskich instytucji państwowych, w tym Sejmu i premiera.

Zobacz również:

Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, z którą rozmawiał Mariusz Piekarski, podkreśla: jeśli rząd Donalda Tuska uważa, że te przepisy nie zagrażają wolności w internecie, powinien to otwarcie powiedzieć i zderzyć się z opiniami internautów, którzy wieszczą korporacyjną inwigilację w sieci. Zdaniem Głowackiej, taki dialog jest konieczny, zanim pod umową zostanie złożony podpis. Tym bardziej, że do tej pory dokument był okryty tajemnicą i nie był nigdzie dostępny - nie był omawiany nawet na posiedzeniach rządu. Tylko w trybie obiegowym, czyli poza dyskusją. Nie na spotkaniu plenarnym - wyjaśnia Głowacka.

Zdaniem Głowackiej, największe zagrożenie wynikające z ACTA to ogólnikowość przepisów. Brakuje na przykład jednoznacznych zapisów o tym, czy dostawca internetu ma obowiązek podać nasze dane na żądanie firmy fonograficznej lub wydawcy gry komputerowej, czy też musi się to odbyć przez sąd. Ta ogólnikowość - jak podkreśla Głowacka - rzeczywiście stwarza pole do tego, żeby nadużywać tych przepisów.

O co chodzi w ACTA

ACTA (Anti-counterfeiting trade agreement) to układ między Australią, Kanadą, Japonią, Koreą Południową, Meksykiem, Maroko, Nową Zelandią, Singapurem, Szwajcarią i Stanami Zjednoczonymi, do którego ma dołączyć Unia Europejska. Porozumienie zostało już zaakceptowane przez Komisję Europejską i Radę Unii. Teraz czeka na ratyfikację przez Parlament Europejski. Podpisanie umowy przez poszczególne kraje - w tym przez Polskę - oznacza natomiast zgodę na zmianę niektórych przepisów karnych.

Przeciwko przyjęciu tego dokumentu protestują internauci na całym świecie. W Polsce blokowane były strony różnych instytucji państwowych od weekendu , a dzisiaj ofiarą hakerskiego ataku padła strona szefa rządu.

Największe kontrowersje wywołuje artykuł dotyczący ścigania piractwa w sieci. W sekcji 5 - zatytułowanej "Dochodzenie i egzekwowanie praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym" - zapisano, że władze mogą nakazać dostawcy internetu niezwłoczne ujawnienie informacji na temat abonenta, co do którego istnieje podejrzenie, że naruszył prawa autorskie i pokrewne. Warte podkreślenia jest zwłaszcza sformułowanie "istnieje podejrzenie". ACTA nie zakłada bowiem nawet, że takie podejrzenie musi być uzasadnione. To może zaś być nie tylko furtka, ale wręcz brama pozwalająca różnego rodzaju władzom na kontrolę wszystkich treści przesyłanych przez użytkowników internetu. Tym bardziej, że ACTA doprecyzowanie tego zapisu pozostawia władzom lokalnym.

Co prawda zapisy umowy mówią też, że należy zachować podstawowe zasady takie jak wolność słowa czy prawo do prywatności, ale są to sformułowania bardzo ogólne.

Przeczytaj, o co chodzi w ACTA