Przebiegł 120 maratonów. Pan Jan Morawiec z Łodzi ma 83 lata i nadal biega w maratonach. Tym samym udowadnia, że biegać może… każdy.

Agnieszka Wyderka: Jak zaczęło się to pana bieganie?

Jan Morawiec: W 1956 roku tu w Łodzi wystartowałem jako jeszcze niezrzeszony, z ogłoszenia. Poszukiwali talentów lekkiej atletyki. Wygrałem ten bieg. To był bieg na 3 kilometry. Wtedy zaproponowano mi, żebym się w tym klubie zarejestrował, wystąpił i go reprezentował. Zacząłem trenować. Potem ogłosili, że wystawiamy do reprezentacji Łodzi Federację Włókniarz. Pobiegłem właśnie i drugie miejsce zająłem w całym tym biegu, tylko przegrałem z mistrzem Polski w maratonie.

Pan się zgłosił, odpowiedział na to ogłoszenie, które poszukiwało talentów. A skąd pan wiedział, że ma pan talent do biegania?

Ja sam to czułem, ponieważ wcześniej różny sport uprawiałem i odczuwałem, że mam dużą wytrzymałość i wierzyłem w to, że mogę iść do przodu, jak będę trenował. Jeżeli wytrzymałem 5 km bez treningu. Wierzyłem w siebie, że na pewno będzie dobrze.

Pamięta pan swój pierwszy maraton?

Tak, to był 1961 rok. Wtedy już miałem prawie 5 lat przygotowania. Biegaliśmy wtedy w Krakowie i tam zająłem drugie miejsce, wicemistrzostwo Polski.

Chciałabym, żeby pan opowiedział - zwłaszcza tym młodszym, którzy być może zastanawiają się, czy zacząć biegać - co panu dane dzisiaj bieganie? Co pan czuje, gdy pan biega?

W biegu człowiek potrzebuje nie tyle sukcesów, wyników, tylko przyjaznego towarzystwa. Tworzy się taka rodzina. Zaczęło się od 50, 60 osób. Teraz przychodzi 500, 600 osób, dużo młodzieży. Człowiek starszy wśród młodych ludzi się odmładza. Psychika się poprawia. To właśnie o to chodzi.

Nadal jest pan mistrzem świata weteranów. Czy to jest najważniejszy tytuł spośród tych wszystkich zdobytych przez pana przez te lata biegania?

Tak, uważam, że najważniejszy, ponieważ nawet nie spodziewałem się, że taką formę mogę utrzymać w tym biegu. To znaczy, że jestem najlepszym, ten tytuł i to jest dla mnie największym takim zaszczytem i satysfakcją i zakończeniem mojej kariery. Zszedłem niepokonany, jako weteran.