"Po zetknięciu z ziemią, pilot ma minimalny wpływ na ruch samolotu" - przyznaje ekspert Tomasz Hypki w rozmowie z reporterem RMF FM Piotrem Glinkowskim. Hypki podkreśla, że nie mając podwozia, pilot nie może sterować, a stery aerodynamicznie przestają być skuteczne przy prędkości powyżej 200-300 kilometrów na godzinę. Zdaniem Tomasza Hypkiego, podczas awaryjnego lądowania na lotnisku im. Chopina w Warszawie, Boeing 767 przyziemił znakomicie. Także służby ziemne panowały znakomicie nad tym co się dzieje na lotnisku.

Piotr Glinkowski: Gdybyśmy mogli chwilkę porozmawiać na temat tego lotu i awaryjnego lądowania. Proszę powiedzieć, jakie są procedury w takich sytuacjach, kiedy okazuje się, że nie da się wysunąć podwozia, tak jak w tym przypadku?

Tomasz Hypki, sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa: Przede wszystkim trzeba zweryfikować, czy mamy do czynienia z awarią samego podwozia, czy to jest na przykład awaria jakiegoś systemu kontrolnego. Zdarza się, że podwozie funkcjonuje normalnie, natomiast pilot otrzymuje sygnał, że coś jest nie w porządku. To trzeba po pierwsze zweryfikować. Jeżeli podwozie funkcjonuje normalnie, to jest szansa, że wyląduje się normalnie. Oczywiście z zastosowaniem procedur dla lądowania awaryjnego, bo zawsze może się zdarzyć, że podwozie schowa się w trakcie lądowania, np. nie do końca się wysunęło, czy nie wysunęły się zamki. Jest zawsze takie ryzyko. Natomiast, jeśli wiadomo, że to dotyczy podwozia i trzeba będzie lądować ze schowanym podwoziem, no to wtedy muszą się przygotować służby naziemne na lotnisku, bo to jest bardzo ważne, żeby straż pożarna i wszystkie służby ratunkowe, jak samolot już wyląduje, to kluczowa sprawą jest jak najszybsze opuszczenie go przez pasażerów. Wiadomo, że wśród pasażerów są jakieś niepokoje, może wybuchnąć panika. Do tego nie można dopuścić. Natomiast samo przygotowanie lotnicze sprowadza się do tego, żeby pozbyć się nadmiaru paliwa. Paliwo z jednej strony jest niebezpieczne, bo grozi wybuchem pożaru. Z drugiej chodzi o to, żeby samolot był jak najlżejszy, by prędkość przyziemienia tego lądowania była jak najniższa. Wtedy ten efekt związany z tarciem i z możliwością zniszczenia konstrukcji jest najłagodniejszy.

Rozumiem przez to, że pilot z tego powodu krążył wokół Okęcia?

Tak, są samoloty, które mają możliwość zrzutu paliwa. Są samoloty, które muszą to paliwo po prostu wypalić. Jeżeli jest na to czas, jeśli nie ma innej awarii, jest tylko problem z podwoziem, to piloci starają się by tego paliwa było jak najmniej. Bo to jest manewr jednorazowy, jeżeli podchodzi się do lądowania w tego typu przypadku, to właśnie powtórzenie tej procedury jest niemożliwe, bo samolot i tak musi zetknąć się z ziemią. Zadaniem pilota jest to, by zrobić to jak najłagodniej przy jak najmniejszej prędkości i utrzymując przede wszystkim stateczność kierunkową. Trzeba pamiętać, że po zetknięciu z ziemią, pilot ma minimalny wpływ na ruch samolotu, bo nie mając podwozia, nie może sterować, a stery aerodynamicznie przestają być skuteczne przy prędkości powyżej 200-300 kilometrów na godzinę.

A piloci na taką okoliczność są szkoleni? Na lądowanie bez wysuniętego podwozia?

Całe załogi są szkolone. Pamiętajmy, że to jest w gestii opanowania sytuacji na pokładzie, żeby pasażerowie nie zachowywali się nerwowo, żeby nie było paniki, żeby nie mogli się przemieszczać. Wtedy zmienia się położenie środka ciężkości, to może mieć wpływ na własności pilotażowe, no oczywiście skrajne, ale trzeba o tym pamiętać, że jest w tym olbrzymia rola stewardes, czy w ogóle załogi pokładowej. To jest niezwykle ważne. Piloci i stewardessy wielokrotnie to ćwiczą. Z awarii lotniczych nie wysunięcie się, czy problemy z podwoziem, to jest taki rodzaj stosunkowo najłatwiejszych do opanowania i najłatwiejszej do opracowania precyzyjnych procedur. Tutaj można dokładnie określić, co kto ma robić i w jakim momencie. Pomijając ewentualne problemy z pasażerami, np. że ktoś dostanie zawału serca, to może się zdarzyć, napięcie i tak dalej, czy też zaczyna się szarpać. To reszta jest stosunkowo przewidywalna i już potem po zetknięciu z ziemią też ma się niewielki wpływ na wydarzenia, ale wtedy główną rolę zaczynają odgrywać służby naziemne, służby pożarnicze, czy terapeutyczne, które mają ewentualnie ugasić pożar, a przede wszystkim by pasażerowie jak najszybciej opuścili pokład, bo tam mogą się wydarzyć różne rzeczy.

Mimo wszystko wydaje się, że sam ten manewr lądowania bez wysuniętego podwozia, jak patrzyliśmy na te zdjęcia, to wydaje się dość niebezpieczny, bo nie da się przewidzieć, co może się stać. Prawda?

Każda sytuacja odbiegająca się od standardów jest na pewno bardziej niebezpieczna, niż sytuacja w której wszystko dzieje się normalnie. Ale tego typu przyziemienie nie jest bardzo niebezpieczne, ale na przykład bardziej niebezpieczne jest wodowanie, gdzie woda zachowuje się w sposób dywersyjny, nieprzewidywalny i grozi to kapotażem. Łatwiej jest zahaczyć, łatwiej spowodować zniszczenie konstrukcji. Poza tym samolot może zatonąć w skutek niewielkich uszkodzeń. tutaj tego niebezpieczeństwa nie ma, jeśli ląduje się na lotnisku, które można odpowiednio przygotować, wylać pianę na pasie startowym, to zagrożenie jest naprawdę bardzo małe w stosunku do normalnego lądowania. Przypadków lądowania bez podwozia, czy złamania się podwozia w trakcie lądowania, jest w sumie sporo. Bardzo rzadko kończą się one jakimiś poważniejszymi ofiarami.

A kiedy pan obserwował to zdarzenie, to wszystko odbyło się zgodnie z procedurami, tak jak powinno wyglądać?

Każdy samolot, każde lotnisko ma swoje procedury. Natomiast w tym przypadku generalnie tak. Tutaj było widać, że wszystko jest przygotowane i wszystko odbyło się bardzo spokojnie. Natomiast do tego momentu, gdy piloci mają wpływ na wydarzenia, to zostało to zrobione po mistrzowsku. Samolot przyziemił znakomicie, a potem zdaje się, że służby ziemne panowały znakomicie nad tym co się dzieje. Myślę, że do końca wielu pasażerów nie wiedziało, co się dzieje, bo pasażerom przekazuje się tyle informacji, ile tylko trzeba, żeby nie pobudzać dodatkowych nerwów, żeby nie wzbudzać niepotrzebnego napięcia. Pasażerowie bardzo często dowiadują się, jaka była przyczyna awaryjnego lądowania dopiero, jak już sytuacja się uspokoi, gdy znajdą się za pokładem samolotu.

A to, że samolot był eskortowany przez F-16, to też jakaś taka normalna procedura?

Ja uważam, że to nie była eskorta, tylko raczej obserwacja przy próbie wypuszczenia podwozia, zaobserwowania, co się dzieje. Wtedy drugi samolot jest bardzo przydatny, załoga raczej nie widzi co się dzieje, czy podwozie wyszło, czy też nie. Lecąc obok, można zaobserwować. Czasami można lekko pomóc temu podwoziu, na przykład wywołują ujemne przeciążenie, ale to wszystko musi być pod obserwacją drugiego samolotu, żeby było widać, czy wyszło, czy nie wyszło. Tutaj być może były takie możliwości i wtedy F-16, czy inny samolot nie ma specjalnego znaczenia. Oczywiście myśliwiec ma większe możliwości manewrowe.

Jaka według pana była przyczyna, tego co się stało?

Trudno powiedzieć, z tego co słyszałem nawet awaryjna próba wypuszczenia podwozia się nie udałą. Toteż należy podejrzewać jakiś problem mechaniczny. Zablokowanie się elementu podwozia. Pamiętajmy, że podwozie jest narażone na bardzo duże obciążenia najbardziej z wszystkich elementów samolotu. To jest bardzo skomplikowany układ. Także ma tam, co ulec awarii. Zdarza się, że podwozie nie chce się w ogóle schować. W tym wypadku nie chciało się otworzyć. Podejrzewam, że to była jakaś awaria o charakterze mechanicznym.