Nie ma szans, by posłowie z hazardowej komisji śledczej dostali przed końcem kwietnia dokumenty z prokuratury. A do tego czasu - zgodnie z decyzją Sejmu - mają zakończyć swoje prace. Decyzja o tym, czy komisja będzie chciała je przedłużyć, ma zapaść w najbliższych dniach.

We wtorek po południu sejmowi śledczy spotkali się z prokuratorami prowadzącymi śledztwo w sprawie afery hazardowej. Według szefa komisji hazardowej Mirosława Sekuły, prokuratorzy nie mówili o szczegółach śledztwa, a posłowie o nie nie prosili, by nie stwarzać możliwości kolejnego przecieku. Szef komisji tłumaczył, że prokuratura idzie innym tropem niż komisja. My jesteśmy znacznie dalej, jeśli chodzi o badanie procesu legislacyjnego, natomiast prokuratura jest znacznie, znacznie dalej, jeżeli chodzi o odpowiedzialność poszczególnych osób za ewentualne naruszenie prawa - stwierdził. Dodał, że z informacji, które posłowie otrzymali od prokuratorów, wynika "jednoznacznie, że śledztwa prokuratorskie nie zakończą się prędko".

W związku z tym komisja musi zdecydować, czy zakończy pracę na etapie oceny procesu legislacyjnego i wtedy - jak mówił Sekuła - jest całkiem realne, że zakończy działania zgodnie z planem do końca kwietnia, czy też zajmie się również wątkami badanymi przez prokuraturę. W jego ocenie to drugie spowoduje przedłużenie prac komisji o rok a nawet dłużej.

Sekuła podkreślił, że decyzja należy zarówno do poszczególnych członków komisji, jak i do klubów parlamentarnych, które oni reprezentują. To jest decyzja polityczna, czym tak naprawdę mają być komisje śledcze i jaki ma być zakres ich pracy - ocenił.

Według szefa komisji hazardowej, gdyby do prac gremium włączyć badanie wątków prokuratorskich, to wtedy nie ma najmniejszych szans nie tylko na zakończenie prac komisji do końca kwietnia, ale również do końca tego roku. Jeżeliby była taka wola komisji, że mamy poczekać na wszystkie informacje (z prokuratury) i na zakończenie postępowań prokuratorskich, to musielibyśmy skorzystać chyba z tej możliwości, którą daje ustawa o sejmowej komisji śledczej o zawieszeniu prac komisji do zakończenia postępowań prokuratorskich - dodał Sekuła.

Cichocki po raz drugi

We wtorek hazardowi śledczy przez ponad cztery godziny przesłuchiwali sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacka Cichockiego. Przesłuchanie odbyło się w trybie niejawnym. Cichocki zeznawał już - na posiedzeniu otwartym komisji - w styczniu. Wówczas nie odpowiedział jednak na niektóre pytania, zasłaniając się tajemnicą.

Starałem się bardzo konkretnie i bardzo precyzyjnie dopowiedzieć jakieś nowe elementy, szczegóły do tego, co mówiłem przez tyle godzin w czasie przesłuchania jawnego - skomentował wtorkowe przesłuchanie Cichocki. Dodał, że - według niego - informacji, które miał do przekazania komisji, a którymi nie mógł się podzielić z posłami podczas przesłuchania otwartego, nie było wiele. Natomiast posłowie pracują, zyskują nowe perspektywy na różne wydarzenia czy wątki, dlatego też korzystali z okazji, żeby o różne rzeczy dopytać - stwierdził.

Pytany, czy przesłuchanie przyniosło jakąś nową wiedzę na temat spotkań premiera Donalda Tuska z ówczesnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim w sierpniu i wrześniu 2009 roku, odparł, że "chyba nie". Właściwie w obiegu publicznym są wszelkie dokumenty, które pozwalają te spotkania dosyć precyzyjnie odtwarzać. Ale może posłowie z tego, co mówiłem, wyciągnęli coś ciekawego - stwierdził.

Podkreślił też, że nie widzi potrzeby przeprowadzenia konfrontacji Kamińskiego z premierem. Ale - tak, jak premier powiedział - jeżeli będzie taka wola komisji, to ani pan premier, ani nikt inny nie będzie unikał żadnych spotkań, które miałyby pomóc komisji w dotarciu do prawdy - dodał Cichocki.

Hazardowi śledczy nie zgadzają się w ocenie przesłuchania

W przerwie przesłuchania poseł PO Sławomir Neumann stwierdził, że zeznania Cichockiego potwierdzają teorię, iż CBA "nie przyłożyło się do akcji", której pokłosiem jest tzw. afera hazardowa. Według niego, materiał zawarty w analizach CBA przekazanych Donaldowi Tuskowi w sierpniu i wrześniu 2009 roku był słabo przygotowany. Był niekompletny, był zebrany ze ścinków różnych rozmów. Połączono wątki, po to, żeby stworzyć wrażenie - nieprawdziwe zresztą - o stratach budżetu, o zagrożeniu dla ustawy - mówił poseł. Dodał, że w ślad za analizami nie przedstawiono później oceny prawno-karnej i doniesienia do prokuratury wynikającego z materiału. To pokazuje kompletny nieprofesjonalizm Mariusza Kamińskiego w tej sprawie - ocenił Neumann.

Rozczarowany przebiegiem przesłuchania Cichockiego był Zbigniew Wassermann z PiS. Stwierdził, że nie spodziewał się, iż od ministra, sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych będzie otrzymywał odpowiedzi typu: "nie pamiętam". Właśnie niepamięcią - według polityka PiS - Cichocki zasłaniał się, gdy proszony był o podanie szczegółów niektórych spotkań, w których brał udział.

Z kolei zdaniem Bartosza Arłukowicza (Lewica) niejawne przesłuchanie Cichockiego wniosło kilka ciekawych informacji do jego wiedzy o kwestiach badanych przez komisję śledczą. Rozmawiamy o kilku wątkach; o informacjach, o których nie mogliśmy rozmawiać w trybie jawnym. Są to informacje wnoszące kilka ciekawych szczegółów - powiedział.