Na rynku motoryzacyjnym pojawiły się pierwsze sygnały zwiastujące zmiany po tym, jak w ostatnich 3 latach ceny aut wyłącznie rosły. W ciągu ostatnich miesięcy Tesla i Ford znaleźli się wśród producentów, którzy dokonali znaczących cięć w cennikach. Ten ostatni koncern przewiduje, że ceny nowych pojazdów spadną w tym roku w Stanach Zjednoczonych o 5 procent. "Producenci poszli po rozum do głowy. Zdali sobie sprawę, że pełne przejście na napędy np. elektryczne do roku 2035 może napotkać pewne trudności z przyczyn braku możliwości produkcji samochodów w takiej skali, z takim napędem"- mówił w internetowym Radiu RMF24 Paweł Tuzinek, prezes Związku Dealerów Samochodów.

Gość Radia RMF24 stwierdził, że sytuacja na rynku motoryzacyjnym jest lepsza niż kiedyś. Problemy z dostępnością półprzewodników odchodzą w przeszłość, widać, że łańcuchy dostaw się odbudowują.

Widać u dealerów, że samochody są, ale żyjemy w czasach dużych niewiadomych. Wystarczy, że znowu rozgrzeje konflikt na wschodzie w dużo większej skali. Wtedy znowu zablokują się łańcuchy dostaw, spadnie waluta i to wszystko może nam się znowu pomieszać - mówił Tuzinek.

Jak wynika z danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców w 2022 roku zarejestrowano o 13,5 proc. mniej osobówek niż rok wcześniej. Te dane zdaniem Tuzinka trzeba rozpatrywać w dwóch kategoriach: auto nowych i używanych.

Jeżeli chodzi o rynek samochodów nowych, to podstawowa przyczyna tego spadku, który był w zeszłym roku i miał około 5 proc., była taka, że samochodów po prostu nie było w pierwszej połowie roku. Kiedy rynek zaczął rosnąć, to niestety już nie byliśmy w stanie tego spadku zbalansować - zaznaczył.

Wyższy spadek widać w przypadku samochodów używanych. Takich aut zarejestrowano o 18 proc. mniej. Zdaniem eksperta jedną z przyczyn takiej sytuacji jest wojna w Ukrainie. 

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w celu zbilansowania strat gospodarczych postanowił otworzyć ukraiński rynek dla aut używanych. Zniesione zostały cła, opłaty i konieczność podjęcia działań administracyjnych. Dzięki temu Ukraińcy zaczęli kupować i przywozić auta m.in. z Polski i Niemiec. W rezultacie na naszym rynku ich brakowało.

Druga przyczyna jest taka, że rynek samochodów używanych posiada mniej kapitału, w związku z czym było widać pewne pierwsze objawy spowolnienia gospodarczego. Samochody podrożały, a klientom pieniędzy w portfelu przybyło niewiele więcej - mówił.

Jak będą się kształtować ceny?

Rozmówca Radia RMF24 przewiduje, że w najbliższych tygodniach i miesiącach ceny samochodów będą spadały, bo popyt na nie będzie mniejszy.

Obniżek można się też spodziewać w przypadku nowych aut. Jest ich coraz więcej, więc na pewno będą wprowadzane przez dealerów i przez producentów akcje rabatowe, obniżki cen i  promocje. Naszym zdaniem ceny samochodów nowych, jeżeli chodzi o średnią cenę transakcyjną w najbliższych miesiącach czy tygodniach zaczną spadać, natomiast jeżeli chodzi o regularne ceny katalogowe, one raczej będą na tym poziomie, na którym są - mówił.

Według Pawła Tuzinka katalogowe ceny kwotowo będą stały w miejscu, jednak mimo wszystko realna cena samochodu będzie spadać, gdyż zarobki rosną, a pracodawcy ciągle podwyższają pracownikom wynagrodzenia.

Moim zdaniem ceny samochodów nowych są trochę powyżej progu bólu. Klienci w Polsce nie są w stanie już więcej płacić za nowe samochody, które podrożały o około 25 proc. przez ostatnie trzy lata. Te ceny, które są, już raczej kwotowo nie będą rosły - podkreślał.

Zakaz sprzedaży aut spalinowych. Będą protesty?

W lutym Parlament Europejski przegłosował przepisy dotyczące wprowadzenia zakazu sprzedaży samochodów spalinowych w Unii Europejskiej od 2035 roku. Od tego czasu w Europie zaczął rosnąć spór wobec wprowadzenia tych ograniczeń i zaostrzenia norm emisji spalin. Do protestu Niemiec dołączyły kolejne kraje, w tym Polska. 

W najbliższy poniedziałek w Strasburgu z inicjatywy Czech odbędzie się spotkanie ministrów transportu z 12 krajów Unii Europejskiej, którym nie podobają się planowane przepisy. Czy można spodziewać się kompromisowych rozwiązań?

Producenci poszli po rozum do głowy. Zdali sobie sprawę, że pełne przejście na napędy, chociażby elektryczne, bateryjne do roku 2035 może napotkać pewne trudności z przyczyn chociażby braku możliwości produkcji samochodów w takiej skali, z takim napędem. Wiemy, że są problemy z surowcami do produkcji baterii. Doszli do wniosku, że nie będą w stanie takich wolumenów, jakie były do tej pory, przestawić na napędy bateryjne elektryczne - mówił i dodał, że branża dealerska postulowała, aby nie stawiać wyłącznie na napędy elektryczne, ale również wodorowe.

Po 2035 roku powinna być możliwość zasilenia samochodów spalinowych paliwami syntetycznymi, które pod względem emisyjności CO2 są neutralne dla środowiska. Zdaniem eksperta rozwijanie tej technologii może być jednak "wywróceniem stolika". 

Producenci od już kilkunastu lat przestawiają produkcję na napędy elektryczne, bateryjne. Koncern Stellantis chwali się, że już w roku 2030 będzie miał wyłącznie ofertę samochodów elektrycznych, a tu nagle się okazuje, że mają być jakieś paliwa syntetyczne, co by oznaczało w ogóle pozostawienie silników spalinowych jako takich - mówił dealer.

Czym są paliwa syntetyczne?

Ma to polegać na odzyskiwaniu dwutlenku węgla czy pierwiastka z dwutlenku węgla i mówiąc kolokwialnie, wkładaniu z powrotem w paliwa, które będą spalane. W związku z czym neutralność pod kątem emisji CO2 byłaby zapewniona, bo bilans wychodziłby na zero - wyjaśnił prezes Związku Dealerów Samochodów.

Podkreślił jednak, że samo odzyskiwanie pierwiastków i późniejsze przetworzenia ich będzie zużywało dużo energii, przynajmniej w początkowej fazie rozwijania technologii. Dla branży, w ogóle ludzi pracujących w motoryzacji, pozostawienie silników spalinowych jest jednak bardzo dobrą informacją, ponieważ to są po prostu miejsca pracy - mówił Tuzinek.

 

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.