Spore zmiany na obowiązującej od dzisiaj nowej liście leków refundowanych. Za ponad 400 medykamentów zapłacimy mniej, około 300 zdrożeje. Prawie sto w ogóle zniknie z wykazu. A wszystko w oparach naginania polskiego prawa.

Na listę refundacyjną trafiły nowe preparaty stosowane między innymi w leczeniu astmy, mukowiscydozy oraz nadpobudliwości psychoruchowej, czyli ADHD. W przypadku tego ostatniego leku chciałoby się powiedzieć "lepiej późno niż wcale", bo o wpisanie go na listę walczono od kilku lat. Nowa lista to dobra informacja także dla gruźlików - w wykazie pojawia się bowiem długo oczekiwany Izoniazid. W tym roku pacjentom było bardzo trudno go zdobyć, aptekom brakowało zapasów. Teraz już z dostępnością lekarstwa nie powinno być problemu.

Nie ma jednak róży bez kolców. Część ekspertów narzeka, że z nowej listy refundacyjnej zniknęło aż 100 leków. Ministerstwo Zdrowia zapewnia jednak, że - po pierwsze - pacjenci tych braków nie odczują, a - po drugie - nie była to decyzja resortu. Ta część, która zniknęła to była na wniosek firm farmaceutycznych, to były te leki, które wychodzą z obrotu. Tutaj nie było żadnych innych powodów - usłyszałam od rzecznika ministerstwa, Piotra Olechno.

Resort zdrowia na nowej liście postanowił też coś ugrać i dla siebie i dla Narodowego Funduszu Zdrowia. Na liście w tym roku NFZ ma oszczędzić spore sumy, które będą przeznaczone na lecznictwo szpitalne. Część ekspertów twierdzi więc, że kosztem leków resort zdrowia chce mieć w ręku argument w negocjacjach ze szpitalami. Lista została na dodatek wprowadzona z pominięciem istotnych wymogów ustawowych. Zgodnie z prawem powinna być aktualizowana co trzy miesiące. Tymczasem to dopiero druga nowelizacja w tym roku.