W Strasburgu zakończyła się pilna debata komisji ds. wolności obywatelskich w związku z łamaniem praworządności w Polsce. Chodziło głównie o nową ustawę powołującą komisję ds. badania rosyjskich wpływów. Jak donosi nasza dziennikarka w Brukseli - posypała się lawina gróźb, ostrzeżeń i upomnień pod adresem polskich władz ze strony komisarza ds. sprawiedliwości Didiera Reyndersa.

Komisarz powiedział, że jeżeli KE otrzyma niezadowalające odpowiedzi w sprawie ustawy powołującej komisję do spraw badania rosyjskich wpływów - to Komisja może przejść do kolejnego etapu procedury i wystąpić do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. 

Reynders nie wykluczył także wystąpienia do TSUE o zawieszenie działania komisji ds. badania rosyjskich wpływów. "Oczywiście, że możemy wystąpić o różne środki" - powiedział pytany przez słowackiego eurodeputowanego Europejskiej Partii Ludowej Vladimira Bilcika o możliwość zawieszenia działania polskiej komisji. 

Chodzi o podobny środek zapobiegawczy jaki KE zastosowała wobec Izby Dyscyplinarnej, którą TSUE na wniosek KE nakazał zawiesić pod groźbą kar finansowych. Sprawa ta kosztowała polskich podatników 2 i pól miliarda złotych i przegraną 5 czerwca w unijnym Trybunale. 

W sprawie komisji ds. badania rosyjskich wpływów może być podobnie. Komisarz podkreślał, że będzie działać w tej sprawie "bardzo szybko", żeby być "bardzo skutecznym". Nie ukrywał, że chodzi o zbliżające się wybory, a nowa komisja może zagrozić demokratycznemu procesowi w Polsce. 

Reynders przypomniał także, że sojusznicy ze Stanów Zjednoczonych są zaniepokojeni tą ustawą. Powtórzył wszystkie obawy, które Komisja Europejska zgłosiła wobec tej ustawy rozpoczynając procedurę przeciwnaruszeniową 8 czerwca. Komisarz zapowiedział, że KE zbada również niedawną nowelizację prawa wyborczego, bo jak stwierdził nie można zmieniać kodeksu na mniej niż rok przed wyborami. "To jedna z zasad Komisji Weneckiej" - tłumaczył komisarz odnosząc się do jednego z organów Rady Europy zajmującego się kwestią przestrzegania prawa konstytucyjnego i międzynarodowego. Opowiedział się także za misją obserwacyjną przed i podczas wyborów w Polsce. Powiedział, że KE może mieć w niej udział.

Didier Reynders podkreślił, że wyrok z 5 czerwca w sprawie procedur dyscyplinujących sędziów (zmiany w ustawie o Sądzie Najwyższym i w ustawie o sądach powszechnych) jest wiążący i Polska musi się w tej sprawie dostosować. Dał do zrozumienia, że KE gotowa jest wystąpić do TSUE o kary, jeżeli Polska nie wdroży ustaleń orzeczenia Trybunału.

Komisarz powiedział także, że jest "zszokowany" komentarzami polskiego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro dotyczącymi tego wyroku i samego TSUE. 

Przypomnijmy, że Ziobro, mówił wówczas, że wyrok nie został wydany przez sędziów, lecz przez polityków - i to na "suto zakrapianych bankietach, polowaniach"

"Byłem zaszokowany niektórymi reakcjami w Polsce, zwłaszcza ministra sprawiedliwości przeciwko decyzji TSUE i przeciwko samemu Trybunałowi. Nie można mieć zaufania między państwem członkowskim, między wymiarami sprawiedliwości, jeżeli nie szanuje on Trybunału Sprawiedliwości i jego orzeczeń" - powiedział Reynders. 

Komisarz nie potwierdził także żadnych obietnic, że nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym , która utknęła w Trybunale Konstytucyjnym - gwarantuje wypłatę z KPO. Powiedział, że KE będzie czekać aż Polska prześle pierwszy wniosek o wypłatę. Dopiero wtedy ocenimy. Jest z pewnością postęp, ale ocenimy to po przesłaniu wniosku o wypłatę - powiedział. Dodał, że z pewnością - nie zakończy to problemów z praworządnością w Polsce.