Od kiedy dwa lata temu rozpoczął się kryzys zadłużenia w strefie Euro, pojawiły się też obawy o Włochy, że są zbyt duże, by inne kraje mogły je uratować. Jednocześnie była też cicha nadzieja, że to właśnie rozmiar włoskiej gospodarki może ten kraj uratować.

Po cichu mówiło się, że jeśli inwestorzy zaczęliby pozbywać się włoskich obligacji, mieliby niewiele możliwości, by ulokować swoje euro na innych rynkach przy przyzwoitej stopie zwrotu (jeśli wszyscy przenieśliby się na mniejszy rynek obligacji niemieckich, to zyski gwałtownie by spadły). Pojawiał się też argument, że inwestorzy w panice często przenoszą się na duży i płynny rynek amerykańskich papierów skarbowych, mimo obaw o kondycję amerykańskich finansów publicznych, zgodnie z logiką bezpieczeństwa w grupie. Włochy powinny więc być mniej narażone na kłopoty.

Niektórzy jednak uwierzyli, że włoskie obligacje stały się balastem dla banków, które starają się ich prędko pozbyć, dlatego rentowność papierów 10-letnich podskoczyła ponad 7 procent. Gdy tak się zdarzyło raz - sytuacja może się wymknąć spod kontroli.

Dla części obserwatorów jest to dowód na to, że Włochy to druga Grecja, tyle że na większą skalę. Kraj, który ma tak duży dług, że nie jest w stanie sam go udźwignąć, i którego w przeciwieństwie do długu Grecji, nie są w stanie udźwignąć też inni. Są też wyjątkowo niewygodne porównania: dług publiczny w obu krajach przez długi czas był wyższy niż roczny PKB, oba mają mało elastyczne gospodarki. Ale jest też sporo różnic, które przemawiają na korzyść Włoch. Tamtejsza gospodarka ma potencjał, by kraj pozostał wypłacalny, jeśli koszt pożyczania pieniędzy nie przekroczy - powiedzmy - 6 procent.

Powodem, dla którego rynki przestały ufać Grecji, Portugalii i Irlandii, była niepewność o to, jak bardzo ich długi mogą jeszcze wzrosnąć. Wszystkie trzy miały gigantyczne deficyty (które wywindowały ich długi do poziomów alarmowych) i usiłowały utrzymać swoje gospodarki na ścieżce wzrostu, jednocześnie tnąc wydatki i podnosząc podatki. Prognozowano, że grecki dług publiczny może wzrosnąć do poziomu 190 procent PKB, nim część wierzycieli sektora prywatnego zdecydowała się umorzyć część zadłużenia. Włoski dług publiczny, dla porównania, ma się ustabilizować w okolicach 120 procent PKB w 2012 roku. Tamtejszy rząd będzie miał też małą nadwyżkę w porównaniu do pierwotnego planu budżetu (bez kosztów kredytu) i deficyt mniejszy niż 4 procent PKB, niższy niż średnia w strefie euro.

Włochy mają też mniejsze zadłużenie zagraniczne niż inne pogrążone w kłopotach kraje strefy euro. Różnica między zagranicznymi zobowiązaniami biznesu, gospodarstw domowych i rządu, a ich aktywami zagranicznymi w 2010 roku wynosiła 24 procent PKB, niewiele więcej iż w Wielkiej Brytanii, czy Ameryce i znacznie mniej niż w Grecji (96%), Portugalii (107%) czy Hiszpanii (90%). We Włoszech zadłużenie sektora prywatnego jest niewielkie jak na bogaty kraj; to ważne w kontekście wypłacalności - jeśli mniej pieniędzy ucieka za granicę na obsługę długów, więcej zostaje w kraju do opodatkowania.

Zdrowy poziom oszczędności włoskich gospodarstw domowych może być przeciwwagą dla nieciekawej sytuacji na rynku obligacji. Ponieważ włoski deficyt jest relatywnie niewielki, a średnia zapadalność obligacji do tej pory była dość długa (około 7 lat), upłynie trochę czasu nim wyższe koszty obsługi długu będą miały realny wpływ na płatności. W przyszłym roku Włochy mają do wykupienia obligacje i weksle za 306 miliardów euro. Cały nowy dług jest oprocentowany na 7,5 procent. Koszt włoskiego kredytu w przyszłym roku wzrośnie więc o około 1 procent PKB - to krok w kierunku kłopotów, ale jeszcze nie trzęsienie ziemi, z którym musiałyby się borykać włoskie banki.

Włoski dług może zostać ujarzmiony, ale czy kiedykolwiek uda się go obniżyć do bardziej komfortowego poziomu? Pomogłaby odważna prywatyzacja, ale w długim terminie niezbędny jest szybszy wzrost gospodarczy. Przeciętnemu Włochowi w 2010 roku żyło się gorzej niż w 2000 roku. PKB na głowę mieszkańca spadł w ciągu ostatniej dekady. Część obserwatorów nawet w tym upatruje źródła włoskiego przygnębienia. Ale tak naprawdę włoski eksport przestał być konkurencyjny z powodu fatalnej produktywności.

Wśród głębszych przyczyn słabej produktywności można wymienić: dwupoziomowy rynek pracy, na którym chronieni są starsi pracownicy w zamierających branżach, a młodzi wpadają w pułapkę czasowego zatrudnienia; bardzo korzystną siatkę płac, która uniemożliwia rynkowi dopasowanie wynagrodzeń do produktywności; branże w których zatrudniani są jedynie członkowie związków zawodowych, co stanowi poważną barierę dla innowacyjności i efektywności... itd.

Włochy ciągle mają światowej klasy firmy i marki, co daje im ponadprzeciętną kartę przetargową, ale nie mają wystarczająco dużo firm o dużej skali. Regulacje skłaniają do tworzenia małych, rodzinnych biznesów, a to z kolei powoduje kłopoty ze ściągalnością podatków. Małe firmy często działają poniżej progów, w szarej strefie. Jeśli Włochy chcą poradzić sobie z problemem długu, natychmiast muszą stworzyć środowisko, w którym będzie możliwy rozwój wielkiego biznesu.

The Economist

Tłumaczenie: