Seminarium, na które mnie zaproszono, nosi tytuł "Bogusław Schaeffer. Improwizacje" i odbędzie się w poniedziałek  8 czerwca między 12.00 a 16.00 w siedzibie Instytutu Teatralnego w Warszawie.  Ciekaw jestem, co o tym wielce cenionym przeze mnie artyście i muzykologu, a na dodatek moim "ziomku"  - nowohucianinie, będą mówić prawdziwi eksperci: literaturoznawcy i reżyserzy. Historycy polskiej awangardy nie mają problemu z umiejscowieniem Schaeffera na tablicy z najważniejszymi kompozytorami, grafikami i twórcami teatralnymi XX wieku. Awangarda w naszym kraju bez autora "Scenariusza dla trzech aktorów" oraz "Collage and Form" byłaby uboższa o wszechstronnego artystę, który w tak znakomity sposób łączy w sobie talenty muzyczne i sceniczne. Efektem działalności pedagogicznej i popularyzatorskiej Schaeffera jest z pewnością cała grupa takich laików jak ja, którzy amatorską lekturę muzykologicznych ksiąg autora  "Nowej muzyki. Problemów współczesnej techniki kompozytorskiej" przekuli na stałą wrażliwość na różnorodne formy, często bardzo odważne i niezwykle ryzykowne, zresztą nie tylko muzyczne i teatralne. Formalna precyzja, strukturalny zamysł, modelowa architektura tekstu czyli architextura zawsze były dla mnie tak samo ważne, jak problematyka utworu i zawarte w nim idee. Fascynacja osobowością twórczą Bogusława Schaeffera była tu dominująca, tak jeśli chodzi o jego własne, oryginalne dzieła, jak osobowości twórcze i artystyczne zjawiska, które propaguje w swoich licznych książkach. Estetyka collage’u, swoista metamatematyka chaosu, czyli artystyczne próby okiełznania przypadkowości, z jednoczesnym dopuszczeniem losowości do procesu twórczego, autoreferencyjność, to znaczy odnoszenie się w dziele do samego dzieła, autokomentarze i wszelkie zabiegi autoironiczne to są najcenniejsze dla mnie cechy sztuki pisarskiej i ogólnie -kompozytorskiej- tego oryginalnego artysty urodzonego 6 czerwca 1929 we Lwowie. Rozmawiałem właśnie dzisiaj - w urodziny muzyka i pisarza - z dr hab. Arturem Grabowskim z Katedry Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorem wstępu do opasłego tomu, wyboru utworów scenicznych Bogusława Schaeffera. Intencjonalne to nie było. Akurat tak się złożyło. Do końca jednak nie jestem pewien, czy nie jest to jakiś Palec Boży, albo po prostu nieco hermetyczny żart w stylu bohatera niniejszego tekstu. Artysta w swoich utworach muzycznych stosował taką intrygującą sztuczkę kompozytorską, bywa że w ukrywał w nich swój monogram B-S-C-H, więc i ja -jego częsty naśladowca - postanowiłem uczynić w moim tekście podobną aluzję, w formie osobistego, osobliwego urodzinowego daru.    

Przede mną gruby tom - Bogusław Schaeffer "Aktor. Dramaty."  Są to wybrane utwory sceniczne wybitnego polskiego autora, a moim i państwa gościem jest Artur Grabowski - autor wyboru i wstępu do tej książki. Witam serdecznie.

Dzień dobry państwu.

Bogusław Schaeffer - obcobrzmiące nazwisko, pytanie na ile obco dla szerokiej publiczności w Polsce? Kim jest autor takich sztuk jak "Kaczo" czy "Tutam"?

Ta popularność Schaeffera przychodziła falami. Schaeffer dosyć szybko stał się popularny już na studiach, ponieważ sprzyjała temu aura ówczesnego życia kulturalnego. To wtedy zaczynała polska awangarda powojenna z takimi nazwiskami jak Tadeusz Kantor. To wtedy zaczynali wielcy kompozytorzy, czy też wchodzili już właściwie w swój najlepszy okres twórcy muzyki tacy jak Penderecki czy Lutosławski.

Schaeffer współpracował z Kantorem.

Tak, Schaeffer współpracował z Kantorem, był członkiem Grupy Krakowskiej, jednym z jej założycieli a w końcu wiceprezesem. Współpracowali bezpośrednio przy różnego rodzaju akcjach artystycznych, tak by to można powiedzieć, ponieważ nie były to jeszcze spektakle Kantora, nie były to jeszcze wielkie dzieła ani sceniczne, ani muzyczne Schaeffera...

To były lata 60. a więc początek happeningu, początek sztuki performatywnej , prawda?

Otóż to! Istnieje pewnego rodzaju niejawny spór pomiędzy nimi, który był pierwszy w tych happeningach. Schaeffer przypisuje sobie pierwszy happening muzyczny. On był prekursorem tej formy na podłożu muzycznym, a Kantor na podłożu teatralnym, że podzielilibyśmy to w ten sposób. Niemniej jednak to był ten sam czas i to było działanie ręka w rękę. Jak mówię, ten początek Schaeffera spotkał się z uznaniem środowiskowym. To było  pokolenie, które zostało zauważone. Choć trzeba też przyznać, że była to generacja twórców niemających konkurencji, bo dzieje się to krótko po wojnie. I to się wszystko dzieje w Krakowie, o czym trzeba pamiętać.

Kiedy się czyta same tylko tytuły zebranych w tomie utworów Schaeffera np. "Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego", to od razu widać, że mamy do czynienia ze szczególnym dramatopisarstwem. Na czym polega wyjątkowość sztuk Bogusława Schaeffera?

Na tym, że są one jak gdyby skomponowane, zanim zostaną napisane. Są skomponowane w szczególny sposób, najchętniej powiedziałoby się "muzyczny", ale powiedzmy, że  "czysto formalny".

To są teksty-partytury, tak można powiedzieć? Partytury podobne do muzycznych?

Tak, ale słowo partytura jest zwodnicze w przypadku Schaeffera, ponieważ partytura w pierwszym, powierzchownym rozumieniu oznacza "ścisły zapis działań czy zdarzeń". Tutaj jest inaczej - zdarzenia i działania mają wyniknąć z założonych uwarunkowań. Partytura Schaeffera to właśnie zespół tych uwarunkowań.

Teraz może pytanie przeciwne - z jaką tradycją w polskim i światowym dramacie i teatrze mógłby być Schaeffer porównany, identyfikowany? Jakie są źródła tych jego inspiracji?

Krytycy szukali tych źródeł i właściwie trudno je wskazać bardzo wyraziście. Schaeffer też akcentuje swoją wyjątkowość i swoją oryginalność. Niemniej jednak jest to bez wątpienia taki dramat, który odżegnuje się od związków z rzeczywistością, pojętych jako jej bezpośrednie, mechaniczne, zdroworozsądkowe odzwierciedlenie...

Czyżby to były sztuki antyrealistyczne?

Tak, sam Schaeffer zresztą mówi, że wręcz nienawidzi rzeczywistości. I to jest dobry trop, ponieważ podobne zdanie wypowiadał Witkacy. Wydaje się, że to jest rodzaj nie tylko kontynuacji tego, co Witkacy zalążkowo nam zaproponował, ale do pewnego stopnia realizacji czegoś, co u Witkacego jest raczej projektem.

"Czystej formy w teatrze" jak to Witkacy nazywał, tak?

Tak, czysta forma to też jest dobre określenie. Chociaż dla porządku dopowiedzmy, że próbowano przypisywać Schaeffera również do takich ruchów jak dadaizm czy surrealizm, które miały też swoje tradycje teatralne. Niemniej jednak wydaje się, że u Schaeffera jest coś takiego, czego nie ma w dadaizmie i surrealizmie, mianowicie konstruktywizm i swoista równowaga pomiędzy tym, co skonstruowane i zaplanowane, a tym co improwizowane i powstające jako wydarzenie teatralne.

Schaeffer jest autorem sztuki "Multimedialne coś". Ja w analogii mógłbym dać tytuł samemu twórcy: Bogusław Schaeffer to "multimedialny ktoś". Zgodziłbyś się z tym?

Myślę, że on byłby zadowolony. Schaeffer sam o sobie zawsze mówił, że nie chce mieć jakiegoś jedynego profilu czy jednego stylu. Na 600 utworów muzycznych, zdaniem samego autora tych utworów, każdy skomponowany jest nie tylko w imię innej zasady kompozytorskiej, ale według innego pomysłu. I Schaefferowi zdecydowanie bardzo zależy na tym, żeby za każdym razem stwarzać sztukę jak gdyby od nowa. Nie tylko dzieło, ale jego konwencję, jego otoczenie, jego konteksty, jego materię. Chodzi o sztukę totalną, po prostu. 

Wymieniłeś już Witkacego, ja jeszcze poddam inne skojarzenie - mianowicie Stefan Kisielewski. Ci twórcy kojarzą mi się z taką wszechstronnością w ogóle. I Kisiel i Schaeffer to zarówno kompozytorzy jak pisarze. Oni łączyli w sobie różne dziedziny sztuki. Co według ciebie jest ważniejsze u Schaeffera, czy jego dokonania teatralne, czy kompozytorskie, czy może popularyzatorskie, akademickie? Gdzie jest ten najlepszy Schaeffer?

Ten Kisielewski to dobry trop, ponieważ oni byli przyjaciółmi.  Kisielewski był jednym z obrońców Schaeffera czy też promotorów środowiskowych. Schaeffer, który delikatnie mówiąc nie jest dobrego zdania o swoich kolegach- polskich kompozytorach - o Kisielewskim zawsze wypowiada się bardzo pozytywnie. To tak na marginesie. Jeśli chodzi o to, która z tych dziedzin jest bardziej istotna - z pewnością dla artystów muzyków Schaeffer jest niezwykle inspirujący. To nie jest rodzaj klasyka, który stwarza jakieś fundamenty, to nie jest też ktoś, kto wyznacza nowe kierunki czy nowe linie, natomiast to jest niezwykła skarbnica form, pomysłów, inspiracji.  Schaeffer to jest artysta, przynajmniej w kręgu muzyków, do którego się bezustannie wraca i którego się też jakby trochę nie docenia tym samym, więc on jest takim cichym nauczycielem w tle.

Może à propos tego niedocenienia, jeszcze ostatnie pytanie. Tom utworów scenicznych Schaeffera to jest już szósty tom wydawniczej serii "Dramat polski. Reaktywacja". Trzeba reaktywować te polskie teksty pisane dla teatru, jest z nimi aż tak źle? Mam na myśli nieznajomość  tych tekstów.

Z tekstami jest całkiem nieźle, natomiast rzeczywiście z ich odczytywaniem jest źle. Jest coraz lepiej, mam nadzieję, również dzięki nam i dzięki naszej serii. Dramaturgia polska miała dosyć krótki okres złoty, to była połowa lat 60. Poza tym właściwie dramat polski był niedoceniony i przez literaturoznawców i przez teatr. Tymczasem w obu tych warstwach i podejściach ten nasz dramat jest interesujący. Teatr niechętnie wykorzystuje dramaty powojenne, ponieważ z jednej strony są one jakby trochę passé, jakby trochę nieaktualne...

Przez tematykę, przez poruszaną w nich problematykę?

Przez problematykę, ale także poprzez język.  Język się niesłychanie szybko zmienia, a te dramaty, podobnie jak dzisiaj zresztą, próbowały naśladować, utrwalać język swojej epoki, który dzisiaj przeminął.

Paradoksalnie wygrał więc język Schaeffera, który jest sztuczny, wymyślony przez niego właściwie. Często to są takie wykłady, coś co można nazwać teorematami, a mimo to wydaje się, że po latach, kiedy się na przykład  czyta teksty z lat 70., to one są  bardziej współczesne niż te, pisane językiem realistycznym, bliskim codziennej polszczyzny.

Bez wątpienia współczesne jest to co nieaktualne, bo wtedy ta współczesność się bardzo rozszerza. Gdybyśmy spojrzeli na historię, to do początku XX wieku dramaty pisano głównie wierszem. Nie tylko dlatego, żeby się zbliżyć do poezji, czy jakoś się uwznioślić, ale również po to, by utrwalić ten sposób mówienia. Później wiersz został zastąpiony przez mowę sztuczną czy język wymyślony, ostentacyjnie manifestujący swoją odrębność albo jakąś podmiotowość jak w przypadku Witkacego. U niego wszystkie postaci mówią prawie tym samym językiem.

U Schaeffera jest takie pomieszanie stylistyczne przez cały czas, bo fragmenty rymowane też się tam pojawiają...

To prawda, oczywiście, że tak...

Na zasadzie pastiszu, parodii, ironii.

Oczywiście, że tak - to znowu przypomina Witkacego, który też tworzył takie grafomańskie wiersze w swoich tekstach. Schaeffer często gra rymem- rymem, powiedzielibyśmy, fredrowskim wręcz, taką stychomytią rymowaną. Ale wracając do tego, co powiedziałeś, to jest właśnie język sztuczny. On może być adoptowany do każdych warunków, bo jest neutralny. Może właśnie jest nie tyle sztuczny, co neutralny i jeśli przyzwyczajeni jesteśmy do jakiegoś takiego języka verbatim (verbatim- dosłownie, słowo w słowo- przyp.B.Z.), którym posługuje się dzisiejszy teatr, to rzeczywiście mogą być z nim trudności. Niemniej jednak, jeśli potraktuje się ten język jak surowy materiał, to aktor ma tutaj bardzo wiele do zaprezentowania w swoim języku scenicznym.

Także jeśli chodzi o pokłady humoru, które są ukryte w tych tekstach, właśnie tak ze sobą złożonych, skontaminowanych.

Bez wątpienia można się od nich odbijać nieustannie i Schaeffer produkuje performans samego języka. Tam w gruncie rzeczy w tych dramatach niewiele się dzieje, natomiast możemy śledzić pewne wydarzenia językowe.

Tropy skojarzeń na przykład.

Ale też omówienia, różnego rodzaju zabawy słowne czy powracające tematy. Nie jesteśmy też przyzwyczajeni dzisiaj do percypowania tego rodzaju narracji, jakby dzisiejszy teatr przyzwyczaił nas do tego, że nie słuchamy słowa. Natomiast Schaeffera trzeba słuchać i trzeba pamiętać to, co się tam usłyszało, tak jak słucha się koncertu mając go cały czas w pamięci.

Schaeffera trzeba też czytać. Polecamy gorąco książkę Bogusław Schaeffer "Aktor. Dramaty". Moim i państwa gościem był Artur Grabowski - autor wstępu i wyboru.

I autor również całej serii wraz z Jackiem Kopcińskim. Seria jest wydawana, może jeszcze tylko dodam, przez Instytut Badań Literackich i jeszcze mamy dwa tomy w zanadrzu, a potem pewnie następną serię.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo.