Po trwającej całą noc akcji toprowcy uratowali 30-letniego turystę z Podkarpacia, który z powodu urazu nogi utknął tuż pod szczytem Rysów. Warunki pogodowe były tak fatalne, że ratownicy zdecydowali o zniesieniu mężczyzny na słowacką stronę granicy.

Trzydziestolatek z Podkarpacia zatelefonował w niedzielę o 17.40 do TOPR-u. Poinformował, że uszkodził sobie nogę i nie mógł samodzielnie schodzić z Rysów. Znajdował się dosłownie kilka metrów pod najwyższym szczytem polskich Tatr. Przygodnie napotkani turyści zostawili mu ciepłą i nieprzemakalną odzież, by się nie wychłodził oczekując na pomoc.

Niestety ze względu na złe warunki atmosferyczne i bardzo niski pułap chmur do akcji nie mógł być wykorzystany policyjny śmigłowiec, który wspiera działania ratowników. Dlatego zorganizowano wieloosobową wyprawę ratunkową. W kierunku Rysów wyruszyło szesnastu toprowców. Po blisko pięciu godzinach jako pierwszy dotarł do turysty ratownik dyżurujący nad Morskim Okiem.

Warunki na szczycie były fatalne. Padający deszcz ze śniegiem i mróz utworzyły na skałach lodową pokrywę. Zrobiło się niezwykle ślisko i niebezpiecznie. Z tego powodu zapadła decyzja o zniesieniu poszkodowanego turysty na słowacką stronę granicy, gdzie szlak jest znacznie łatwiejszy.

Polskim ratownikom pomagali czterej koledzy ze słowackiej Horskiej Zachranne Sluzby. Nad ranem udało się bezpiecznie znieść turystę i przetransportować go do zakopiańskiego szpitala. Jego uraz stawu skokowego okazał się niezbyt groźny.

(mpw)