Seimas to nazwa litewskiego parlamentu. Jeśli Litwini obawiają się, że ich język zaniknie w efekcie oryginalnej pisowni nazwisk, możemy tak go nazywać, bo jest litewski. Polacy na Litwie używają jednak nazwisk polskich. Prośmy więc, by Seimas ograniczył swoje działania do tego, co litewskie, polskie zostawiając Polakom.

Nie nawołując do zadrażniania i tak trudnych stosunków między naszymi krajami warto zwrócić uwagę na to, że w głosowaniu odpadł projekt litewskiego rządu, zezwalający na to, na czym zależy Polakom. Przegranie głosowania przez rząd, z reguły mający przecież w parlamencie większość, wydaje się dziwne. Nie sposób jednak na tej "dziwności" opierać zarzutów, np. dwulicowości. Ogromna liczba parlamentarzystów, którzy wstrzymali się od głosu może wprawdzie świadczyć o tym, że odgrywają przed Polakami teatr, może też jednak być objawem poważnych wątpliwości. Wstrzymanie się od głosu nie jest wyjściem, a tylko unikaniem podejmowania decyzji.

Polaków to pewnie nie pocieszy, zwłaszcza tych na Litwie. Można jednak pocieszyć tych, którzy tu, w kraju, czują się zakompleksieni i zagrożeni w swojej tożsamości narodowej. Litewski Seimas potwierdził właśnie, że nasze kompleksy i poczucie zagrożenia to drobiazg, w porównaniu z tym, co czują Litwini.

Nie powinniśmy się jednak z tego cieszyć, a raczej cierpliwie przekonywać. Że z własnych narodowych kompleksów nie można wybrnąć zakazami dla innych, ale współpracą z nimi - dla siebie.