Podczas gdy naukowy świat z niecierpliwością oczekuje zakończenia pierwszego etapu wyścigu o pierwszeństwo w rozpoznaniu kodu genetycznego, konkurenci prawdopodobnie próbują dojść do porozumienia.
Jak donosi "Los Angeles Times" szefowie prywatnej firmy Celera Genomics i finansowanego z pieniędzy publicznych Human Genome Project, chcieliby, by ich głośny wyścig nie przyćmił wagi samej pracy. Z Waszyngtonu relacjonuje Grzegorz Jasiński.
Celem prac nad genomem człowieka, jest poznanie, jak są zbudowane podstawowe składniki DNA zawarte w chromosomach. Określenie tak zwanego "genetycznego paszportu" człowieka, pozwoli między innymi określić skłonności poszczególnych ludzi do nieuleczalnych i wrodzonych chorób.
Poznanie funkcji genów człowieka może doprowadzić do wyleczenia wielu chorób. Pojawiają się jednak również ostrzeżenia, że genetyczna rewolucja rozpocznie nową erę nierówności i dyskryminacji. Niewykluczone, że pracodawcy nie zatrudnią lub zapłacą mniejsze pensje osobom predysponowanym do chorób genetycznych.
Podobnie może być w przypadku firm ubezpieczeniowych. Zdaniem Agnes Fletcher z Brytyjskiego Królewskiego Stowarzyszenia osób niepełnosprawnych genetyczna rewolucja może być subtelniejszą wersją polityki nazistów eliminowania "gorszych" osobników i promowania tych, o lepszych genetycznych predyspozycjach.
Richard Nicholson, naczelny pisma "Biuletyn Etyki Lekarskiej" uważa, że opracowanie mapy genomu ludzkiego jest ogromnym osiągnięciem. Jednak podobnie jak w przypadku zdobycia Mont Everestu, czy też Północnego Bieguna przyniesie korzyści jedynie niewielkiej grupie ludzi.
Wiadomości RMF FM 00:15