Wielki Zderzacz Hadronów (LHC) w listopadzie będzie obchodził 10-lecie pracy. Po początkowej awarii, od dekady pracuje już fenomenalnie, przynosząc gigantyczną ilość danych - mówi RMF FM dr hab. Paweł Brueckman de Renstrom z Instytutu Fizyki Jądrowej PAN i CERN. Uczestnik eksperymentu ATLAS mówi Grzegorzowi Jasińskiemu o trwającej w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN dyskusji na temat projektu urządzenia, które w połowie wieku mogłoby LHC zastąpić. Są dwie propozycje…

Grzegorz Jasiński: Zbliżamy się do jubileuszu, do jubileuszu dziesięciolecia pracy Wielkiego Zderzacza Hadronów (LHC). Oczywiście pamiętamy o tym, że on tak naprawdę rozpoczął działalność w 2008 roku, ale to był falstart. Potem przez rok go naprawiano. No i ruszył tak naprawdę w listopadzie 2009 roku. Teraz już na szczęście pracuje bez przeszkód...

Dr hab. Paweł Brueckman de Renstrom: Tak, teraz pracuje fenomenalnie. Już po tym nieszczęśliwym wydarzeniu, które rzeczywiście trochę początkowo zachwiało naszą wiarą, że to się uda. Potem wszystko przeszło nasze oczekiwania, w tym ilość danych, które zebraliśmy jak dotąd, czyli w ciągu tych 10 lat...

Z przerwami.

Tak, to było z przerwami. To były dwa okresy działania, tak zwany Run1 i Run2. Pierwszy właśnie od 2009, a w zasadzie od 2010 roku do 2012 roku. Te trzy lata służyły głównie poznaniu nowego urządzenia i pomału dochodzeniu do parametrów, które nas satysfakcjonowały. Run2 rozpoczął się w 2015 roku po dwuletniej przerwie i trwał do końca zeszłego roku, czyli 2018 roku. W tej chwili mamy kolejną, dwuletnią przerwę techniczną, w tym roku i roku następnym, która służy modernizacji samego kompleksu akceleratorowego, jak i przy okazji samych eksperymentów.



Przy okazji tych poprzednich przerw były także prace nad podniesieniem energii zdarzeń. Tym razem chodzi głównie o intensywność, częstość zderzeń... Tak zwaną świetlność...

Tak. Historia wygląda w ten sposób, że w okresie pierwszym akcelerator działał - nazwijmy to - na pół gwizdka, to znaczy przy maksymalnej energii 8 TeV (teraelektronowoltów). Zaprojektowany jest na energię 14 TeV, a więc prawie 2 razy większą. W tym drugim etapie do końca zeszłego roku  pracował już przy energii 13 TeV, czyli już blisko swojej nominalnej energii. W tej chwili po zakończeniu tej dwuletniej modernizacji, powinien dojść do swojej pełnej, nominalnej energii 14 TeV. Rzeczywiście ten skok już będzie malutki, może nieznaczący ze względu na oczekiwania fizyczne. Natomiast jeśli chodzi o intensywność, będzie kolejny, może nie bardzo spektakularny, ale skok, skonsolidowanie wysokiej intensywności pracy, którą osiągnęliśmy pod koniec ostatniego okresu działania. Po tym następnym okresie pracy, który nazywamy Run3, nastąpi kolejna dwuletnie przerwa i od 2024 roku rozpocznie się praca przy wysokiej świetlności. Ta intensywność zderzeń, częstość zdarzeń będzie mniej więcej pięciokrotnie wyższa niż w tej chwili. To pozwoli na uzyskanie ostatecznie, po kolejnych 10 latach pracy eksperymentu, mniej więcej dziesięciokrotnie większej ilości danych niż te, które zbierzemy do końca Run3, czyli do końca 2022-23 roku.

A to i tak jest olbrzymia ilość danych, tak wielka, że wciąż jeszcze to, co już zostało zebrane, nie jest do końca opracowane...

Oczywiście. To, co żeśmy dotąd zebrali, w tej chwili jest analizowane. Pojawiły się już nowe, wstępne wyniki, mówimy że są na pełnych danych z Run1 i Run2, ale te ostateczne jeszcze wymagają analizy. To są tak ciekawe i cenne dla nas dane, że oczywiście traktujemy je z najwyższym szacunkiem i ostrożnością, nie żałujemy czasu, by możliwie jak najlepiej je zrozumieć i wycisnąć z nich najwięcej informacji. Tak, że oczywiście wyniki z tych danych, które zostały zabrane, będą spływać jeszcze przez najbliższe lata. To na pewno. Fizyka cząstek, w ogóle zjawiska kwantowe mają to do siebie, że opierają się na prawdopodobieństwie. To, czego na obecnym etapie poznania szukamy, to są zjawiska bardzo rzadkie i bardzo trudne do zaobserwowania. W związku z tym im większą ilość zderzeń, im większą ilość przypadków zanalizujemy, tym większa szansa, że zobaczymy coś, albo czego szukamy, albo coś nowego, o czym jeszcze w ogóle nie mamy pojęcia. Na tym nasza praca polega. To znaczy, albo szukamy potwierdzenia teorii, które już istnieją, albo szukamy ewentualnie zjawisk, które w ogólny sposób wykraczają poza to, co już znamy. Najlepszym przykładem tego pierwszego było odkrycie cząstki Higgsa w pod koniec Run1, czyli dość wcześnie.

Można powiedzieć, że na samym początku.

Tak. Szczerze powiedziawszy, to było niespodziewanie wcześnie. Wiele autorytetów spodziewało się, że wcześniej zobaczymy coś innego. Można by długo oczywiście rozmawiać o tym, co by to miało być, ale najkrócej mówiąc, nie zobaczyliśmy niczego całkiem nowego, niespodziewanego. Natomiast zaobserwowaliśmy, wcześniej niż to było spodziewane, cząstkę Higgsa, która była spodziewana na bazie czysto teoretycznej od mniej więcej 50 lat. 50 lat zajęło fizyce eksperymentalnej, żeby dojść do takiego technologicznego etapu, który umożliwił potwierdzenie eksperymentalne hipotezy, która padła w latach 60. ubiegłego stulecia.

Potwierdzenie istnienia cząstki Higgsa to gigantyczny sukces, wyróżniony nagrodą Nobla. To właściwie coś, po co Wielki Zderzacz Hadronów został zbudowany. Ale paradoks w tym przypadku polega na tym, że tak naprawdę fizycy chcieliby zobaczyć jeszcze coś, czego się nie spodziewali. Coś, co może zaprzeczyłoby Modelowi Standardowemu. A tu "niestety" wszystko się układa w jedną wielką układankę, którą przewidywano. Więc z jednej strony sukces, z drugiej rozczarowanie.

Rzeczywiście taki mały paradoks się rysuje. Z jednej strony to absolutny, wyjątkowy triumf myśli ludzkiej. Coś, co wyglądało na teoretyczną konieczność, żeby dopełnić piękny, naprawdę idealnie sprawdzający się i potwierdzony model, jakim jest Model Standardowy, nasza obecna teoria opisująca fizykę cząstek, okazało się prawdziwe. Po tylu latach zostało potwierdzone. I to jest triumf zarówno myśli teoretycznej, jak i eksperymentalnych możliwości, do których żeśmy doszli. To jest prawda. Z drugiej strony na bazie tych samych teoretycznych argumentów my wiemy, że to nie jest koniec naszego poznania, że tam musi być coś więcej. To jest może trochę daleka analogia, ale to jest trochę tak, jak przejście miedzy mechaniką newtonowską, a mechaniką relatywistyczną Einsteina. One nie są w sprzeczności, niemniej ta newtonowska ma zastosowanie tylko do naszych codziennych obserwacji i obiektów poruszających się wolno. Natomiast w momencie, kiedy przechodzimy do prędkości, które są porównywalne do prędkości światła, prędkości relatywistycznych, okazuje się, że ta fizyka nie wystarcza. Trochę podobnie jest z fizyką cząstek. Jest wiele argumentów, długo by można o tym mówić, wiele aspektów, które pozwalają nam z pełnym przekonaniem wierzyć w to, że musi być drugie dno, że musimy poznać jeszcze cały nowy rozdział, nowy sektor, którego w ogóle jak dotąd nie widać. Z tym związane jest wiele zagadek, które mamy, to znaczy na przykład, co stanowi ciemną energię w Kosmosie, której jest ponad 20 procent w porównaniu do kilku procent zaledwie tej materii, którą rozumiemy. Jakiejś szerszej teorii wymaga również unifikacja kilku oddziaływań, które znamy, które są fundamentalnymi oddziaływaniami fizyki. Jeżeli wierzymy w to, że wszystko opisywane jest przez nadrzędną, zunifikowaną Teorię Wszystkiego, taki Święty Graal fizyki, no to oczywiście te oddziaływania muszą w jakiś sposób, w granicy bardzo wysokich energii, jak my to mówimy, muszą stanowić jedno, muszą się zbiegać w jedno. To oczywiście wymaga modyfikacji obecnego modelu, jego rozszerzenia. My to nazywamy rozszerzaniem Modelu Standardowego. Nie zaprzeczeniem tego, co wiemy dotąd, ponieważ absolutnie wszystko wskazuje na to, że nasz obecny opis jest poprawny, łącznie z tym sztandarowym odkryciem cząstki Higgsa. Inaczej, gdyby ten Model, gdyby ta konstrukcja teoretyczna była niesłuszna, no to absolutnie nie byłoby żadnych podstaw do tego, żeby sądzić, że taka cząstka istnieje i faktycznie ją zobaczyć. I tu jest kolejna rzecz, którą nam udało się zrobić. Myśmy ją nie tylko w 2012 roku odkryli, ale w ciągu tego okresu Run 2, w latach 2015-18, kiedy zebraliśmy dużo więcej danych, myśmy się jej bardzo dobrze przyjrzeli. Dlaczego to jest ważne? Chodzi o to, że to była absolutnie nowa jakość, nowa cząstka, coś co nie zdarzyło się od bardzo, bardzo dawna, od lat 90., kiedy potwierdzono istnienie kwarku top w ośrodku Fermilab. Bardzo długo takiego odkrycia nie było, a bardzo na nie czekaliśmy. Oprócz tego, że zobaczyliśmy nową jakość, chodziło o to, żeby się upewnić, że to co widzimy, to jest faktycznie ta cząstka Higgsa przewidziana 50 lat wcześniej przez Petera Higgsa, Roberta Brouta i François Englerta. I faktycznie żadne z naszych już precyzyjnych pomiarów właściwości tej cząstki nie zaprzeczyło temu, wszystko potwierdza przewidywania modelu Higgsa.

Na ile istotne były te pomiary przy wyższej energii? Czy one rzuciły jeszcze nowe światło na cząstkę Higgsa, czy fakt, że już przy niższej energii udało się ją znaleźć, miał kluczowe znaczenie?

Zwiększenie energii dla samego badania właściwości cząstki Higgsa, tej którą znamy już w tej chwili, ma masę 125 GeV (gigaelektronowoltów), może nie miało kluczowego znaczenia. Ważniejsze było zebranie większej ilości danych, czyli całkowita ilość zderzeń, które mogliśmy przebadać. To, co wymaga zwiększenia energii, gdzie energia dostępna jest fundamentalnie ważna, to są tak zwane poszukiwania nowej fizyki. O tym jeszcze żeśmy nie mówili. Wiemy, że musi być coś więcej. Wiemy, że to coś więcej, ponieważ nie zostało do tej pory zaobserwowane, musi wiązać się z jeszcze wyższymi energiami czy masami. Musi być po prostu masywniejsze. W związku z tym, żeby to wyprodukować, żeby to eksperymentalnie zaobserwować, potrzebna jest większa energia. Większa intensywność sama w sobie nie wystarczy. I stąd tak ważne jest, żeby osiągnąć maksymalną projektowana energię akceleratora i oczywiście przy tej energii zebrać możliwie dużo danych. To są dwa związane ze sobą czynniki. Jeden to jest maksymalna dostępna energia, a drugi to jest statystyka, czyli ilość przypadków, które jesteśmy w stanie przebadać.

Nie można wykluczyć jednak, że nawet ta maksymalna energia nie wystarczy. I dlatego w CERN-ie myśli się o tym, żeby zbudować jeszcze potężniejszy zderzacz, akcelerator. Proponowane są dwa różne typy...

Tak, to w tej chwili jest tematem bardzo gorących dyskusji, tematem przewodnim dla tak zwanego uaktualnienia europejskiej strategii fizyki cząstek elementarnych, które ma nastąpić formalnie w przyszłym roku. W tym celu zbiera się opinie wszystkich ekspertów, organizowane są liczne sympozja na ten temat. Jest gorąca dyskusja, jakie rozwiązanie będzie najlepsze, czyli po prostu da nam największą szansę na jakościowy postęp naszego zrozumienia fizyki. Bo pewności nigdy nie ma. I rzeczywiście są w tej chwili - jak to się czasem mówi - na tapecie dwa główne rozwiązania. Nazwałbym je rozwiązaniem siłowym i rozwiązaniem precyzyjnym. Rozwiązanie siłowe, ale oczywiście technologicznie fenomenalnie zaawansowane, polega na zbudowaniu maszyny, która jest podobna do obecnie istniejącego Wielkiego Zderzacza Hadronów LHC tylko kilkukrotnie większa. Zamiast 27 km mniej więcej 100 km obwodu i zamiast energii 14 TeV w środku masy, czyli po 7 TeV energii protonów każdej wiązki, byłoby to 100 TeV. Więc jest to gigantyczny skok naprzód. To się wiąże oczywiście z kosztami i dość skomplikowanym inżynieryjnie przedsięwzięciem. Po prostu trzeba wykopać tunel, który będzie miał te 100 kilometrów, będzie przebiegał pod Jeziorem Genewskim, pod niewielkim masywem górskim, pod miastem, potem będzie wracał w okolice CERN. Wydaje się to z obecnej perspektywy nieprawdopodobne, ale LHC, czy też wcześniej istniejący w tym miejscu LEP też wydawały się naszym poprzednikom nieprawdopodobnymi projektami. To jest jeden nowy projekt, być może w tej chwili nawet najbardziej prawdopodobny. Mówimy oczywiście nie o najbliższych pięciu, czy dziesięciu latach - mówimy o piątej dekadzie obecnego wieku, czyli to jest perspektywa na 30 lat.

Wtedy, kiedy Wielki Zderzacz Hadronów miałby już przestać działać...

On by przestał działać pewnie nieco wcześniej, ale konstrukcja tego drugiego, tego większego, byłaby związana prawdopodobnie już z zamknięciem obecnego. Ale i tak LHC ma jeszcze przed sobą perspektywę działania przez najbliższe przynajmniej paręnaście lat, może nawet 20. Drugim rozwiązaniem, tym które nazywam precyzyjnym, a może lepiej byłoby powiedzieć, finezyjnym, jest tak zwany zderzacz liniowy. Co to znaczy? Przede wszystkim nie zdarzamy dwóch protonów. Protony jak wiadomo są obiektami złożonymi z kwarków, gluonów i tak dalej, zderzanie ich to tak trochę jak zderzenie samochodów...

Rozsypuje się wiele różnych części...

... i trudno spośród tego bałaganu wyłowić to, co nas interesuje. Natomiast w przypadku zderzacza liniowego rozpędzane i zderzane są elektron ze swoją antycząstką, czyli pozytonem. To są cząstki elementarne, one nie są złożone z niczego i tego typu zdarzenia, tego typu oddziaływania, są wyjątkowo - jak my to nazywamy - czyste, bardzo dobrze opisywane teoretycznie. Czyli możemy bardzo precyzyjnie konstruować przewidywania teoretyczne i również eksperymentalnie są dużo łatwiejsze. Temu, co próbujemy zaobserwować, nie towarzyszy mnóstwo śmiecia. Problem z elektronami jest taki, że żeby je rozpędzić i zderzać ze sobą, niestety przy bardzo wysokich energiach, nie możemy używać tej samej technologii, jaką w tej chwili używamy, czyli akceleratora kołowego, który po prostu utrzymuje wiązki na orbicie mniej więcej kołowej i zderza wielokrotnie w różnych punktach przecięcia. Elektrony po prostu są bardzo lekkie i z tego powodu bardzo szybko wypromieniowują energię w postaci promieniowania gamma, elektromagnetycznego. Przez to szybko tracą energię. Nie da się ich rozpędzić do bardzo wysokiej energii na orbicie kołowej. Jedynym rozwiązaniem jest po prostu rozpędzać je po linii prostej. Wtedy one bardzo miło się zachowują, nie emitują tych fotonów. Można uzyskać wysoką energię wiązki i nie tracić jej. To jest rozwiązanie technologiczne bardziej wymagające, stąd nazywam je finezyjnym. Jak sobie łatwo wyobrazić, trzeba na skończonym odcinku prostym rozpędzić elektrony do bardzo wysokiej energii. Są pewne związane z tym ograniczenia. My rozpędzamy wiązki cząstek naładowanych, czy to protonów, czy elektronów za pomocą pola elektromagnetycznego. Nie da się stworzyć w sposób klasyczny pola, które jest silniejsze od pewnej wartości. W związku z tym potrzebna jest pewna, stosowna odległość. Ten projekt, o którym mówimy, miałby długość od kilku do kilkudziesięciu kilometrów w linii prostej. To też byłoby ogromne urządzenie, trochę mniejsze niż tamten kołowy, niemniej technologicznie dużo bardziej zaawansowane. W tej chwili nie jest nawet absolutnie pewne, czy opanowaliśmy technologię, która pozwala na zbudowanie tego typu maszyny. Oczywiście testowe struktury istnieją, ale chodzi o to, czy w dużej skali coś takiego by działało. Zasada działania tzw. akceleratora CLIC (Compact Linear Collider) jest bardzo nowatorska. Polega po prostu na tym, że mamy jedną bardzo tłustą, ale powolną wiązkę i drugą, która nas interesuje. One się poruszają wspólnie. Tu trzeba powiedzieć, że powolna to nie znaczy, że ona się wolno porusza. Ona się też porusza z prędkością światła, tylko ma dużo mniejszą energię, za to wielką intensywność.

Tłusta, to znaczy gęsta, intensywna?

Tak. Ma bardzo, bardzo dużo cząstek. To pozwala na przekazywanie po drodze energii, bardzo szybko, z tej tłustej, ale powolnej wiązki do tej może mało intensywnej, ale wysokoenergetycznej, którą chcemy zderzać.

One też się mają poruszać w przeciwnym kierunku?

Tak, oczywiście. Żeby doprowadzić do zderzeń, musimy zbudować dwa identyczne odcinki rozpędzające i skierować je naprzeciwko siebie. Czyli po prostu dwa liniowe akceleratory, w środku punkt oddziaływania, punkt zderzenia. Tam oczywiście byłby detektor. Ten detektor wyglądałby podobnie do tego, co w tej chwili mamy w eksperymentach LHC, czyli to byłaby taka wielka, wielka beczka, wielkości sporego budynku, naszpikowana elektroniką. Taki mega aparat fotograficzny, bo tam tak naprawdę jest bardzo wiele krzemu, czyli dokładnie tej samej technologii, którą wykorzystujemy w aparatach fotograficznych, kamerach cyfrowych, tylko że ta kamera jest w stanie robić zdjęcia parędziesiąt milionów razy na sekundę, z precyzją mikronową. Jest to po prostu bardziej zaawansowane urządzenie.

To jest bardzo trudna decyzja do podjęcia, bo po pierwsze fizycy muszą zdecydować, co chcieliby zbudować, a po drugie muszą przekonać polityków i pewnie też opinię publiczną, że warto na to wydać wielkie pieniądze. Wielki Zderzacz Hadronów to było kilka miliardów euro, no a te nowe konstrukcje to już około 20 miliardów. Trzeba na to znaleźć pieniądze.

Różne są szacunki, być może w tej chwili jeszcze niezbyt dokładne. Ale mówimy o rzędzie wielkości dziesięciu, parunastu miliardów euro. Może troszeczkę tańszym rozwiązaniem ze względu na mniejszą długość tunelu jest akcelerator liniowy CLICK, ten rozpędzający elektrony, niemniej technologia czy też badania, są mniej zaawansowane. Ponieważ to jest zupełnie nowatorska metoda rozpędzania. Ten kołowy następca LHC działałby na mniej więcej tych samych zasadach co LHC, więc jest technologicznie dobrze opanowany, przy czym w założeniu musielibyśmy praktycznie dwukrotnie zwiększyć pole tak zwanych magnesów dipolowych, czyli tych które zakrzywiają tor cząstki, które utrzymują protony na orbicie kołowej. Wygląda na to, że to powinno być osiągalne w perspektywie tych 20 lat, o których mówimy. Tutaj pomocne jest istnienie LHC, bo już w kolejnej modernizacji, która nastąpi za mniej więcej 5 lat, przewiduje się testowanie magnesów o wyższym polu, czyli takich, które może kiedyś w przyszłości byłyby zastosowane do tej nowej maszyny, czyli następcy LHC, jeszcze nie ma nazwy.

Przez wiele lat utrzymywała się w dziedzinie badań cząstek elementarnych silna konkurencja między Stanami Zjednoczonymi a Europą. Potem wydawało się, że się przeniesie w stronę Japonii, a teraz tak naprawdę wydaje się, że się przeniesie w stronę Chin, bo Chiny też nie ukrywają, że mogą podjąć próby zbudowania podobnej aparatury.

Tak. Chiny rzeczywiście mówią głośno o tym, że chciałyby wybudować urządzenie bardzo podobne do tego, o którym mówimy, czyli wielki, kołowy akcelerator protonów, taki właśnie 100-kilometrowy. Finansowo to z całą pewnością leży w zasięgu Chin. Tu nie ma wątpliwości. A technologicznie to już w dzisiejszych czasach nie ma barier. Jeżeli tylko zgromadzą odpowiednią liczbę fachowców, to oczywiście to też będzie możliwe. Tu oczywiście już rolę grają nie decyzje czy argumenty naukowe, ale polityczne. Czy rzeczywiście Chiny się na to zdecydują, czy nie, tego nie umiem powiedzieć. Natomiast oczywistym jest, że ta decyzja w jakiś sposób będzie miała, będzie musiała mieć wpływ na długofalowe plany CERN i całej Europy. Właściwie to jest niemalże tożsame, wiadomo że to największe urządzenie, jeżeli powstanie w Europie, to powstanie w CERN-ie. Tu ja nie umiem spekulować w tej chwili, jaki będzie rozwój wydarzeń. Jeszcze do niedawna, w najbliższej perspektywie, miał powstać liniowy zderzacz elektronów i pozytonów w Japonii. Nie w tej przełomowej technologii, bardziej tradycyjny. Ale na razie nie ma jasnej deklaracji i właściwie przez ostatnie lata Japonia w jakiś sposób troszkę wycofywała się z tego pierwotnego zamiaru. Tłumacząc się głównie względami finansowymi. Oczekiwała chyba większego wkładu ze strony partnerów zagranicznych. Też w tej chwili nie jestem w stanie przewidzieć, czy rzeczywiście coś tego typu tam powstanie i kiedy, natomiast to też oczywiście w jakiś sposób miałoby wpływ prawdopodobnie na wybór opcji w Europie.

Na koniec jeszcze tylko zapytam o udział Polaków w tych badaniach, bo CERN to jest takie miejsce, w którym polscy fizycy są rzeczywiście na froncie walki o zdobywanie tych najnowszych informacji. Są współtwórcami tych sukcesów. I tak pewnie pozostanie, bo ta polska obecność w CERN i nasza reprezentacja jest bardzo aktywna i nie będzie się zmniejszać.

Nie, absolutnie, to byłoby bardzo niepokojące. Ale wszystko, jak dotąd, wskazuje na to, że ten udział się będzie zwiększał. On się zwiększał praktycznie stale od momentu formalnej akcesji do CERN w 1991 roku. Udział dwojakiego rodzaju, to znaczy z jednej strony liczebny, dotyczący tego, ile osób jest aktywnie zaangażowanych bezpośrednio pracując na miejscu w CERN-ie, czy też - jak to jest w większości przypadków - pracując w instytucjach macierzystych i po prostu współpracując w prowadzeniu badań w CERN.

Ile to jest osób w tej chwili?

Z Polski jest to ponad 300 osób. Natomiast druga osobna forma naszego udziału, która też stale rośnie ze względu na nasz dość szybki rozwój ekonomiczny, to jest po prostu nasz wkład w budżet CERN. Nie chcę w tej chwili skłamać, bo nie znam najnowszych danych, ale na pewno przekroczył już w tej chwili 4 proc. budżetu CERN. To jest znaczący wkład. On jest w jakiś sposób proporcjonalny do produktu krajowego brutto.

Są też polskie propozycję nowych eksperymentów.

Tak. Jesteśmy bardzo aktywni - to jest wielka satysfakcja - nie tylko w tych wielkich eksperymentach, które są owocem współpracy praktycznie całego świata, tych które choćby odkryły cząstkę Higgsa. Tam też mamy i w Atlasie, i w CMS swój duży wkład. Ale mamy też swoje pomysły i nie tylko te zrealizowane, ale też te które są dopiero w zamierzeniach, albo we wstępnej fazie badań. Jest kilka przykładów, jednym z nich jest istniejący eksperyment NA61/SHINE, który jest eksperymentem dość unikalnym jak na dzisiejsze czasy, bo jest tak zwanym eksperymentem na stałej tarczy, czyli wykorzystuje wiązkę z akceleratora SPS i bada głównie reakcje hadronowe. Nie wchodząc w szczegóły, to są bardzo precyzyjne pomiary, które służą w wielu wypadkach do prawidłowego przewidywania albo projektowania przyszłych eksperymentów. Jak na przykład bardzo ciekawe eksperymenty neutrinowe, które są prowadzone zarówno w Japonii, jak i w Stanach Zjednoczonych. Tam jest bardzo wiele niewiadomych i niektóre ze zjawisk, których nie umiemy dobrze opisać, można zbadać w tym eksperymencie. On jest rzeczywiście bardzo polski, on był zaproponowany przez Polaka i uczestniczy w nim bardzo silna polska ekipa. Oprócz tego na przykład z zupełnie innej dziedziny, w tej chwili pod kierownictwem Polaka również prowadzone są wstępne dość badania eksperymentalne, dotyczące nowatorskiego wykorzystania na przykład LHC, czyli obecnego akceleratora, który mógłby służyć jako źródło, super źródło promieniowania gamma, a to z kolei mogłoby mieć bardzo szerokie zastosowania zarówno w fizyce cząstek, jak i w innych dziedzinach fizyki, w aplikacjach. Oczywiście dalszy los tego typu projektów zależy po pierwsze od wyników tych wstępnych eksperymentów i analiz, po drugie oczywiście też od decyzji administracyjnych, które CERN będzie musiał podjąć. Bo zawsze tak jest, że żeby zrobić miejsce jakiemuś projektowi, prawdopodobnie jakiś inny projekt musi ustąpić. To też są decyzje trudne, dobrych pomysłów jest wiele.