Czy terapia genowa depresji, na razie skuteczna u myszy, sprawi, że i my będziemy szczęśliwi? Naukowcy z Weill Cornell Medical College w Nowym Jorku ogłosili właśnie na łamach czasopisma "Science Translational Medicine", że rozpoczęli testy tej metody na małpach i spodziewają się zgody na pierwsze testy kliniczne już w ciągu dwóch lat.

Sprawa dotyczy kontrowersyjnej wciąż metody terapii genowej, która polega na tym, że we wnętrzu obojętnego wirusa wprowadza się do organizmu pacjenta materiał genetyczny, który ma skorygować nieprawidłowe działanie jego DNA. W tym przypadku chodzi o zablokowanie genu, który w obszarze tak zwanego jądra półleżącego mózgu wstrzymuje produkcję białka p11. Białko to ma istotne znaczenie dla tworzenia się receptorów, niezbędnych dla poprawnej odpowiedzi neuronów na działanie neuroprzekaźnika, serotoniny.

U myszy ten gen wywołuje objawy przypominające depresję, zwierzęta są osowiałe, nie mają apetytu i nie reagują w normalny sposób na sytuację zagrożenia. Naukowcom udało się nie tylko potwierdzić, że terapia genowa może im pomóc, ale znaleźli też rejon mózgu, gdzie jej zastosowanie przynosi największe skutki. Pomysł wprowadzania wirusów wyposażonych w korygujący materiał genetyczny bezpośrednio do tkanki mózgu brzmi dość drastycznie, jeśli jednak w testach potwierdzi się skuteczność i bezpieczeństwo tej metody, wielu z nas może to w przyszłości poprawić humor.