Dziewięć lat temu świat obiegła wiadomość, że samolot wbił się w wieżę nowojorskiego World Trade Center. Przez kilkanaście minut można było myśleć, że to niewiarygodny, tragiczny, ale jednak wypadek lotniczy. Gdy w bliźniaczą wieżę uderzyła druga maszyna, było już jasne, że to skoordynowany atak

Tegoroczna rocznica odbędzie się pod znakiem protestów. Na ulicach Nowego Jorku pojawią się zwolennicy i przeciwnicy budowy meczetu w pobliżu Strefy Zero. Siły FBI i policji postawiono w stan najwyższej gotowości.

Do tego wciąż nie wiadomo, czy pastor z Florydy nie spali Koranu, co mogłoby wywołać kolejne zamieszki. Wielu muzułmanów zdaje sobie sprawę z tego, że to prowokacja jednego człowieka, na którego nie powinno się zwracać uwagi. Oczywiście nie podoba mi się to i nie szanuję tego, ale niech sobie robi co chce. On chce spalić książkę, a my Koran mamy w sercu - powiedział korespondentowi RMF FM mieszkaniec Nowego Jorku, muzułmanin.

Dziewięć lat temu, 11 września 2001 r., rano czasu nowojorskiego dwa samoloty pasażerskie, opanowane przez terrorystów z Al-Kaidy, wbiły się w bliźniacze wieżowce World Trade Center w Nowym Jorku. Niedługo po tym zawaliły się, grzebiąc pod gruzami około 2700 osób. Trzeci porwany przez terrorystów samolot uderzył tego samego dnia w Pentagon w Waszyngtonie, zabijając 184 osoby. Czwarta maszyna, która leciała w kierunku Białego Domu lub Kapitolu, i w której pasażerowie podjęli walkę z terrorystami, próbując odebrać im stery, runęła na ziemię koło miejscowości Shanksville w stanie Pensylwania.

11 września we wspomnieniach dziennikarzy RMF FM.