Dziewięciu rosyjskich szpiegów wylądowało wieczorem na lotnisku Domodiewo. Potem - ślad po nich zaginął. Obiecano im co prawda stałe wynagrodzenie i mieszkanie, ale spaleni agenci nigdy w Rosji nie byli otaczani szacunkiem. Tym bardziej, że Amerykanie rozpracowywali tę siatkę od 10 lat.

Oficjalnie władze starają się, żeby o skandalu jak najszybciej zapomniano i by nie kojarzono go z zimną wojną. Jak mówi emerytowany generał wywiadu, Jurij Kabaładze, to, co zdarzyło się w Wiedniu w ogóle nie przypomina zimnowojennych praktyk. Wtedy było bardzo trudno, bo nie było zaufania, była wzajemna wrogość. Baliśmy się siebie nawzajem. A teraz stworzono nowy standard cywilizowanego podejścia wobec takich spraw.

Według rosyjskiej dyplomacji sprawę udało się rozwiązać tylko dzięki nowemu duchowi stosunków amerykańsko-rosyjskich.