Syryjska armia przypuściła szturm na dwa miasta w północnej i zachodniej części kraju, by zdławić protesty przeciwników reżimu prezydenta Baszara el-Asada - poinformowali obrońcy praw człowieka. Do miast wjechały czołgi, świadkowie słyszeli strzały.

Rano do miasta Sarakib na południu prowincji (muhafazy) Idlib, leżącej w północnej części Syrii, wjechały czołgi i transporty wojska oraz autobusy z siłami bezpieczeństwa - poinformowało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka.

W mieście tym codziennie po wieczornej modlitwie muzułmańskiej odbywają się manifestacje wzywające do ustąpienia reżim Asada - podała organizacja.

Jak powiedział agencji Reuters mieszkaniec, który uciekł z Sarakibu, wojsko zaczęło strzelać i szturmować domy. W środę armia poinformowała, że wycofała się z muhafazy Idlib.

Kilkadziesiąt czołgów znajdowało się wczoraj w mieście Kuseir w muhafazie Hims na zachodzie kraju. Mieszkańcy uciekli w pola, wszystkie połączenia z miastem zostały przerwane - powiedział jeden z działaczy praw człowieka.

Wojsko wycofało się w środę z Hamy, na zachodzie Syrii, po zakrojonej na szeroką skalę operacji w związku z antyprezydenckimi protestami. Po rozprawie z demonstrantami miasto wróciło pod kontrolę władz.

Tymczasem prodemokratyczni działacze wezwali na Facebooku do przeprowadzenia w piątek masowych manifestacji, zapewniając że "nie dadzą się rzucić na kolana" reżimowi. Na stronie "Syryjska Rewolucja 2011" apelowali o pełną mobilizację. Poddamy się tylko Bogu. Waleczne dusze nie dadzą się rzucić na kolana swoim despotom. Podczas ramadanu (świętego miesiąca muzułmanów) każdy dzień jest piątkiem - napisali aktywiści.

W ubiegłym tygodniu, w pierwszy piątek ramadanu, kilkadziesiąt tysięcy Syryjczyków wyszło na ulice miast, wzywając wspólnotę międzynarodową o poparcie dla swej sprawy.

Z doniesień obrońców praw człowieka wynika, że w czasie tłumienia demonstracji w całej Syrii od połowy marca zginęło ok. 2 tys. osób.