Co najmniej 73 osoby zginęły w trwających od czterech dni zamieszkach na Jamajce. Są one wynikiem planowanej ekstradycji do USA narkotykowego barona - powiadomiły władze w Kingston. Siłom bezpieczeństwa wciąż nie udało się zatrzymać poszukiwanego przestępcy.

Wszystkie 73 ofiary to cywile, ale część z tych cywilów to rebelianci - powiedział zastępca komendanta jamajskiej policji Glenmore Hinds. Jak dodał, śmierć poniosło ponadto trzech policjantów, a 28 zostało rannych. W związku z rozruchami, policja aresztowała ponad 500 osób.

Walki na ulicach Kingston rozpoczęły się po tym, gdy w niedzielę władze Jamajki podały, że rozpoczynają procedurę ekstradycyjną narkotykowego barona Christophera "Dudusa" Coke'a. O jego wydanie wystąpiły w sierpniu 2009 r. Stany Zjednoczone, które podejrzewają go o kierowanie handlującym bronią i narkotykami gangiem "Shower Posse". Jak wskazuje agencja Associated Press, zwlekając z wydaniem zgody na ekstradycję Coke'a, władze jamajki dały jego zwolennikom czas na uzbrojenie się.

W niedzielę dokonali oni serii zamachów bombowych na posterunki policji, a następnie zabarykadowali się w kilku dzielnicach, zwłaszcza w Tivoli Gardens, uważanej za bastion barona. Jak wskazuje AP, Coke jest tam nazywany "prezydentem".