W Czechach doszło w ten weekend do kilku bardzo niebezpiecznych wypadków z udziałem młodych ludzi. Na lotnisku w Pilznie zabił się 20-letni spadochroniarz, który z nieznanych powodów 40 metrów nad ziemią odpiął spadochron. W górach poważnie rannych zostało dwóch chłopców. Lekarze wciąż walczą o życie młodszego z nich.

14-latek został rażony piorunem w Czeskim Raju niedaleko Liberca. Po wypadku przez cały czas był przytomny, ale pozostawał w ciężkim szoku. Śmigłowcem przewieziono go do szpitala w Pradze. Tam lekarze stwierdzili u 14-latka oparzenia pierwszego i drugiego stopnia.

Do innego groźnego wypadku doszło w hotelu na Pradziadzie, najwyższym szczycie Jeseników. Na siedmiolatka spadł tam automat z pamiątkowymi monetami. Chłopiec poważnie zranił się w głowę i w klatkę piersiową. Do szpitala najpierw transportowali go ratownicy górscy, później miał być przewieziony śmigłowcem. Ze względu na pogorszenie się stanu zdrowia dziecka trzeba było jednak zrezygnować z planów transportu. Czescy lekarze wciąż walczą o życie chłopca.