Pierwsza para Rzeczpospolitej wraca dziś ze Stanów Zjednoczonych. Wczoraj prezydent Lech Kaczyński otwierał giełdę w Nowym Jorku... zakończoną, niestety, przeceną akcji na Wall Street. A co w tym czasie robiła Pierwsza Dama - Maria Kaczyńska?

W Nowym Jorku Maria Kaczyńska ląduje w poniedziałek - 18 godzin przed swoim meżem. Leci samolotem rejsowym w towarzystwie dwóch kobiet zatrudnionych w Pałacu Prezydenckim - prywatnie dobrych koleżanek. Babski wieczór upływa bardzo spokojnie, bo we wtorek same obowiązki, które zresztą zmusiły prezydentową do wcześniejszego przylotu.

Najpierw spotkanie w Fundacji Kościuszkowskiej, potem udział w konferencji w ONZ-ecie wreszcie już razem z mężem wręczenie odznaczeń przedstawicielom Polonii. Każda minuta wypełniona aż do późnego wieczora.

Na pocieszenie środa dla Marii Kaczyńskiej zaczyna się lewniwie - pierwszy obowiązkowy punkt programu to oficjalny lunch w ONZ-ecie o godz. 13. Potem jednak akcja przyśpiesza. Ekspresowy powrót do luksusowego hotelu z widokiem na Central Park i dwie godziny na przygotowanie się do przyjęcia wydawanego przez Baracka Obamę. Żona prezydenta opuszcza pokój ubrana w elegancki jasnozielony kostium, co chwila przypominając mężowi, żeby nie zapomniał powiedzieć dziennikarzom, jaką książkę wręczył prezydentowi USA.

Ostatni dzień upływa pod hasłem "czasu do dyspozycji własnej". A cóż to może oznaczać? Współpracownicy prezydenta po cichu przyznają - same przyjemności. A nie od dziś wiadomo, że zestawienie słów Nowy Jork i przyjemności równa się zakupy. Zwłaszcza, gdy jest się kobietą...

Agnieszka Burzyńska, RMF FM