Międzynarodowe wezwania do przywrócenia porządku demokratycznego w Nigrze raczej nie zdadzą się na wiele. Pucz wojskowy ma duże poparcie społeczne, co widać na ulicach stolicy kraju. Tam w Niamey zbierają się tysiące zwolenników generała Abdourahamane Tchianiego, by zademonstrować wolę do zerwania z Francją i wyrazić poparcie dla... Władimira Putina.

Tysiące demonstrantów, zwolenników niedawnego puczu wojskowego, zebrało się w niedzielę przed ambasadą Francji w stolicy Nigru, Niamey - poinformowała francuska agencja AFP.

Agencja podaje, że część demonstrantów próbowała dostać się na teren ambasady. Inni oderwali tablicę z napisem: "Ambasada Francji w Nigrze", po czym podeptali ją, a następnie zawiesili flagi Nigru i Rosji.

Demonstranci mają wykrzykiwać "Niech żyje Putin", "Niech żyje Rosja" i "precz z Francją".

Paryż nie uznaje władzy junty wojskowej kierowanej przez generała Abdourahamane Tchianiego. Francja wciąż uważa byłego już prezydenta Bazouma za jedynego prawowitego przywódcę Republiki Nigru.

Francuski rząd wezwał do natychmiastowego "przywrócenia porządku konstytucyjnego i demokratycznie wybranej władzy w Nigrze".

Generał Abdourahamane Tchiani, szef Gwardii Prezydenckiej od 2011 roku, pojawił się w piątek w państwowej telewizji, aby ogłosić się nowym przywódcą Nigru. Jego siły od środy przetrzymują Bazouma w jego oficjalnej rezydencji w stolicy Niamey.

Przewrót w Nigrze może mieć duży wpływ na rozwój sytuacji geopolitycznej całego świata. Kraj położony w Afryce Zachodniej był dotąd względnie stabilny politycznie. Francuzi i Amerykanie mają tam swoje bazy wojskowe, a Niger pełnił też istotną rolę w walce z ekstremistami powiązanymi z Państwem Islamskim i Al-Kaidą.

Mohamed Bazoum stojący na czele kraju był również gwarantem zabezpieczenia interesów Zachodu i powstrzymaniem wpływów rosyjskich w regionie. Do czasu. Wiele wskazuje na to, że rozpoczyna się nowy rozdział w rywalizacji o zasoby Afryki.