Rok po gwałtownych zamieszkach rasowych Francja znów jest w strachu. Nadzwyczajne siły policji mają strzec bezpieczeństwa pasażerów komunikacji miejskiej w tzw. „kolorowych gettach”.

To odpowiedź szefa MSW Nicolasa Sarkozy’ego na serię podpaleń autobusów na przedmieściach Paryża i Lyonu w ostatnich dniach. Policjanci mają jeździć w autobusach, a także w radiowozach za autobusami na najbardziej uczęszczanych trasach podmiejskiej komunikacji.

Problem polega jednak na tym, że buntują się sami funkcjonariusze. Twierdzą, że jest ich za mało. Zapowiadają demonstracje w całym kraju w połowie listopada. Żądają zwołania narady z udziałem branżowych związków policji oraz ministrów spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i oświaty, ponieważ od czasu zeszłorocznych zamieszek w imigranckich gettach prawie nic tam się nie zmieniło.

Ulicami paryskiego Clichy-sous-Bois, od którego zaczęła się ubiegłoroczna fala przemocy przeszedł w piątek marsz milczenia. Minął rok a nic się nie zmieniło. Nie ma żadnego postępu, problem wcale nie został rozwiązany. Staramy się współpracować z różnymi stowarzyszeniami, z rządem, ale na razie nie ma żadnych efektów - stwierdził jeden z uczestników marszu.