Władze Niemiec spokojnie przyjęły doniesienia o inwigilowaniu internautów przez Narodową Agencję Bezpieczeństwa w USA, bo same korzystają z informacji od amerykańskich służb – ujawnia „Del Spiegel”. Gazeta podkreśla, że Niemcy rozbudowują swój własny system kontroli internetu. W ciągu najbliższych pięciu lat wywiad zagraniczny BND ma wydać na tej cel 100 milionów euro.

"Der Spiegel" podkreśla, że chociaż Niemcy są wyjątkowo wyczuleni na wszelkie przypadki naruszenia ochrony danych, to reakcja władz w Berlinie na ujawnienie afery wokół amerykańskiego systemu PRISM nie wywołała żadnej zdecydowanej reakcji. Badamy sprawę - oświadczył enigmatycznie rzecznik rządu Steffen Seibert.

"Der Spiegel" sugeruje, że jedną z przyczyn umiarkowanej reakcji niemieckich władz jest plan wywiadu zagranicznego BND, który zamierza w ciągu najbliższych pięciu lat zainwestować 100 mln euro w rozbudowę swojego programu kontroli internetu. . To największy projekt modernizacyjny w historii BND - sugeruje gazeta. O sto osób ma zwiększyć się departament Techniczne rozpoznanie BND; znacznemu zwiększeniu ulegnie wydajność serwerów . Do 2018 roku niemieckie służby chcą stać się "czymś w rodzaju mini-NSA - tłumaczy.

Według nieoficjalnych informacji, zakres penetracji internetu przez niemieckie służby jest znacznie mniejszy niż w USA, jednak zasada ich działania jest identyczna. Informacje wzbudzające zainteresowanie kontrolerów są kopiowane i przesyłane do centrali BND w Pullach pod Monachium, gdzie się je analizuje.