Dokładnie trzy lata temu Steve Fossett ustanowił swój kolejny rekord. W ciągu 67 godzin i jednej minuty samotnie obleciał świat, bez międzylądowania i tankowania samolotu. Dziś mija także dokładnie pół roku od momentu, kiedy po raz ostatni widziano amerykańskiego milionera.

Kilka tygodni temu amerykański sąd orzekł, że Fossett prawdopodobnie nie żyje i pozwolił jego żonie na rozpoczęcie procedury spadkowej. Do podziału jest podobno ośmiocyfrowa suma. Wielkość majątku tylko wzmacnia spekulacje, co tak naprawdę stało się z Fossettem, bo od 3 września, kiedy wystartował małym samolotem z lotniska w Nevadzie, nie ma po nim żadnego śladu.

Najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń mówi o tym, że milioner rozbił się gdzieś w górach. Jednak do dziś nie znaleziono nawet wraku samolotu. Dlatego pojawiają się też bardziej spiskowe teorie, mówiące o tym, że Fossett zginął, bo zobaczył na pustyniach Nevady jakieś tajne instalacje wojskowe i albo jego samolot został zestrzelony, albo on sam został zabity po wylądowaniu na ziemi. Najbardziej sensacyjna wersja wydarzeń mówi o tajnej próbie jądrowej, której milioner miał być przypadkową ofiarą.